Prezentuję: CHANEL - powder blush (72 rose initiale) - twarzowo...

Gdy pokazałam Wam moje wrześniowe nowości kosmetyczne, niemal chórkiem pisałyście bym pokazała jak się prezentuje róż Chanel. Róż ten szczęśliwie do mnie dotarł, z okazji 2 rocznicy bloga Błahostki kosmetyczne, za co jeszcze raz i po stokroć dziękuję! Stosuję go ostatnio ze wzmożoną częstotliwością, szczególnie, że pięknie komponuje się na mojej jasnej cerze tą jesienną porą.

Opakowanie cieszy oko, czarny kartonik kojarzący się z profesjonalizmem i elegancją. W środku welurowe "ubranoko", a jeszcze głębiej znajdziemy kasetkę z różem (dodatkowo osłonięty wytłaczanym plastikiem), sporym lusterkiem oraz pędzelkiem (którego ja osobiście nie używam). 

W momencie otwierania poczujemy różaną woń, bardzo naturalną, przypominającą mi zapach hydrolatów różanych z BU. Róż po otwarciu jest ważny 18 m-cy, co jest ogromnym atutem przy wysokiej cenie i wydajności produktu. Stosując tylko jeden róż do podkreślania naszych policzków, mamy szansę go zużyć!

Róż jest twardy, ale traktując go pędzelkiem załączonym w zestawie - pyli się, dlatego sięgam po skośny pędzel Maestro. Jest dobrze napigmentowany, mimo to ładnie scala się ze skórą, nie tworząc plam. Pozostaje na miejscu przez wiele godzin. Mam nadzieję, że z czasem nie zmieni swoich właściwości. 

Ponieważ zawiera w sobie czerwone, niebieskie i fioletowe pigmenty, uważam, że z moją jasną cerą najlepiej komponuje się w chłodniejsze dni, gdy nie czerwienię się od wysokiej temperatury. Jak będzie się prezentował latem to się dopiero okaże. Według mnie doda też ładnego naturalnego rumieńca osobą o ciemniejszej karnacji.

Do tej pory z różu jestem mocno zadowolona, zobaczymy co będzie z tego dalej.

A co Wy o nim myślicie?