Jak wygląda mój wolny dzień? | Slow life
Wcześniej pokazywałam Ci jak wygląda moja niedziela, post cieszył się ogromną popularnością. Stwierdziłam, że mogę pokazać jak wyglądają moje inne wolne dni, nie koniecznie zawsze jest to cały dzień, czasami połowa do południa a czasami po południe/wieczór. Ale uważam, że to ciekawa opcja na pokazanie mojej rutyny, a nawet przedstawienie kilku kosmetyków, książek czy filmów. Czyli wszystko to co u mnie aktualnie się dzieje.
Pobudka
Jeżeli nie mam konkretnych planów na rano takich jak wizyta u lekarza, czy umówione spotkanie itp. nie ustawiam budzika. Pozwalam sobie pospać tak długo jak tego pragnę. Najczęściej sen i tak przerywa mi rano kocur, proszący się o uwagę, zabawę i pieszczoty. Z tym bywa różnie, raz jest to 5 rano innym razem smacznie śpi do 8 lub 9. Po części jest to związane z tym, że o różnych porach wieczorem kładziemy się spać. Naturalne, że jeżeli wariuje do 2 w nocy biegając za zabawkami pośpi dłużej...
Jeżeli szukasz dobrej jakości szortów do spania polecam Ci zajrzeć do OYSHO. Parę, którą widzisz na zdjęciach, mam już ponad 3 a może nawet 4 lata. Spodenki są z bawełny,nie straciły koloru czy kształtu ze ściągaczem w pasie. Wiem, że te piżamy są droższe nie należą do najtańszych (szorty kosztowały ok. 80 zł), dlatego też top do spania kupiłam w innym sklepie. Ale po nim już mocno widać ślady użytkowania, szczególnie pod pachami, więc już wiem, gdzie zakupię nową.
Perun nie śpi z nami w łóżku, ale uwielbia spać na parapecie tuż obok. Chowa się za drewnianą żaluzją i nieraz wystają same łapki, czasami pyszczek.
Aktywność fizyczna
Pierwsze co robię po przebudzeniu to biorę leki na tarczycę, a do śniadania muszę odczekać 30 minut. Więc albo przeglądam coś w komputerze, albo od razu zabieram się za aktywność fizyczną. W wolny dzień przeważnie ćwiczę już rano, bo wiem, że w inne dni może zbraknąć mi czasu. Chyba, że mowa o wolnym wieczorze, to ćwiczę już koło godziny łącząc to często z oglądaniem serialu.
Wczoraj na instagramie ogłosiłam, że wracam do codziennych treningów, bo w listopadzie przyznaję, że nie byłam tak skrupulatna jak wcześniej. Na szczęście bez efektu jojo, ale obawiam się, że gdybym tak dalej spoczęła na laurach, stracone 5 kg szybko by do mnie wróciło. Joga obowiązkowo codziennie i 3 razy w tygodniu inne ćwiczenia: bieganie, Chodakowska, Shaun T czy inne. Ważne by było co najmniej 30 minut dziennie. Ktoś się dołącza?
O ćwiczeniach w domu pisałam wielokrotnie. W skrócie mam tą swobodę, że mogę ćwiczyć kiedy tylko mi się zachce i nie potrzebuję za dużo ubrań: biustonosz sportowy + szorty wystarczają mi w zupełności. I buty, gdy wykonuję przysiady, wykroki, podskoki itd.
Po ćwiczeniach jem śniadanie, najczęściej płatki na mleku roślinnym z dużą porcją owoców, ale też czasami same owoce w postaci surowej + orzechy, lub zmiksowane na smoothie (banan + szpinak to moje ulubione połączenie) z dodatkiem białkowej wegańskiej odżywki.
Kąpiel i rozpieszczanie
Jak mam już napełniony brzuszek czas na prysznic i inne zabiegi upiększające. Przeważnie olejek na włosy przeciw wypadaniu Lass Naturals aplikuję już na noc, ale gdy zapomnę to robię to przed ćwiczeniami by chociaż godzinę był na skórze głowy. Dwa tygodnie temu wróciłam do peelingowania skóry głowy domową mieszanką: łyżka kawy, łyżka cukru + szamponu do włosów. Porcjami aplikuję na mokrą skórę głowy i delikatnie masuję opuszkami miejsce przy miejscu. Później obficie spłukuję woda, a w razie potrzeby spieniony wcześniej w kubku szampon dokładam na włosy by wymyć zmieloną kawę. Aplikuję odżywkę.
Naturalne mydełka w kostce Lass Naturals zapachem nie przypadły do gustu mojemu mężowi, mi również, ale nie jestem aż taka wybredna. Więc na jego prośbę kupiłam żel pod prysznic The Body Shop o zapachu frosted cranberry - to chyba limitowany zapach, słodki i cudowny! A w prezencie urodzinowym od Brata i jego Żony otrzymałam kilka kąpielowych umilaczy z Organique (już wiadomo, kto czyta mojego bloga), bath & massage oil jeszcze nie miałam, więc czym prędzej zabrałam ze sobą do łazienki. Zapach pomarańczy jest intensywny i bardzo przyjemny. Na razie wcierałam go w jeszcze mokrą skórę po myciu i ciało osuszałam ręcznikiem. Więcej na jego temat na pewno napiszę za miesiąc.
Czasami w między czasie ogolę nogi innym razem ścieram zrogowaciały naskórek ze stóp. Kupiłam w tym celu nową kamienną tarkę w The Body Shop, szara strona którą widzisz na zdjęciu jest bardziej szorstka, a różowa po drugiej stronie delikatniejsza. Po pierwszym użyciu jestem zadowolona, zobaczę jak będzie z czasem. Ale moje stopy ostatnio mocno się przesuszają i już po tygodniu wyglądały nieciekawie.
Porządki
Pod prysznicem myję też twarz, a po dokańczam pielęgnację twarzy według tych kroków. Ubieram się, wykonuję prosty makijaż, a włosom pozwalam swobodnie wyschnąć lub suszę je suszarką i modeluję na okrągłą szczotkę, by dodać objętości.
Gdy jestem już gotowa biorę się za małe porządki w mieszkaniu, lubię pierw zadbać o siebie, bo w razie gdybym nie zdążyła ze sprzątaniem odłożę je na później. W końcu to mój dzień wolny, dzień wypoczynku;) Na początek zanoszę wszystkie naczynia do zmywarki, lub rozładowuję zmywarkę z dnia poprzedniego. Później szybciutko porządkuję blaty kuchenne czy domywam ręcznie to co pozostało w zlewie. Następnie włączam Vilede, urządzenie które porusza się za pomocą kółek i silniczka po powierzchni podłogi i zbiera kurz, włosy i przede wszystkim zwierzęcą sierść. Szczerze byłam sceptycznie nastawiona, myślałam, że to będzie kolejny grat w naszym mieszkaniu, na który uparł się mój małżonek. Ale okazał się być przydatny i nie muszę co chwilę latać na miotle wymiatając kocią sierść. Osobiście nienawidzę odkurzać! Sprzęt był nie drogi, kosztował 89 zł, zakupiliśmy go w październiku będąc w górach, ale ostatnio były w sprzedaży w Lidlu. W czasie, gdy Vileda rozprawia się w kłaczkami, ja odnoszę rzeczy na swoje miejsce: piloty chowam do pokrowca, książki, zeszyty na szafkę, buty z korytarza czy okrycia wierzchnie również chowam by nie leżały na wierzchu itd. Czasami wstawię pranie, powieszę lub ściągnę to co już wyschło. Na równi z odkurzaniem nienawidzę prasować ubrań, ale robię to w takie wolne dni, chociaż 30 minut. Gdy podczas odnoszenia rzeczy na swoje miejsce zobaczę coś mocno zabrudzonego - chwytam za ściereczkę i myję. Tak samo jest z łazienkami, nie mam wyznaczonego dnia na ich mycie, robię to zawsze wtedy, gdy widzę, że wymagają sprzątnięcia. Przecież to nie zajmuje więcej niż 10 minut, już z myciem podłóg.
Relaks
Po porządkach zaparzam herbatę z czysta w herbaciarce od Mamy, zapalam świece Yankee Candle obecnie Honey Glow i rozsiadam się wygodnie na kanapie. Czytam i odpowiadam na komentarze na blogu, przygotowuję nowy wpis, czytam interesujące mnie treści na innych blogach. Czytam też zagraniczne blogi, dzięki czemu szkolę swoją znajomość języka angielskiego, jak nie rozumiem jakiegoś słówka sprawdzam znaczenie, wymowę, powtarzam kilka razy. Oglądam filmy na youtube, a nawet ostatnio wciągnął mnie serial: Gra o tron! Obejrzałam już 3 serie i nie mogę się doczekać kolejnych odcinków.
Perun w tym czasie albo leży przyklejony do moich nóg, albo na swoim hamaku na drapaku, przy samym suficie. Stąd ma kontrolę nad całą sytuacją i tutaj też najczęściej zalega, gdy odwiedzają nas goście.
W wolny dzień nie zawsze gotuję obiad, chyba, że najdzie mnie ochota na wypróbowanie nowego przepisu, albo takiego bardziej czasochłonnego. Czasami zostaje coś z poprzedniego dnia innym razem jem na mieście podczas spotkania z przyjaciółką. Tak, wolny dzień często poświęcam na przebywanie z najbliższymi: rodzicami, siostrą czy przyjaciółką. Chociaż te 2-3 h spędzone w ich towarzystwie, na spacerze, wspólnej kawie, rozmowie, zakupach, grach czy wyjściu do kina. Wczoraj byłam na ostatniej już części Igrzysk śmierci - Kosogłos II, akcja działa się szybko, aż odniosłyśmy wrażenie, że minęło zaledwie 30 minut od początku do końca filmu. Książki czytałam jak tylko się pojawiły i chętnie wrócę do nich jeszcze raz, by przypomnieć sobie każdy najdrobniejszy szczegół.
Skoro mowa o książkach na czytanie też znajduję chwilę, czy to w autobusie, czy przed snem. Fakt nie połykam książek w niezliczonej ilości, ale 11 sztuk w tym roku to i tak lepsze niż nic.
Obecnie męczę to co mam na stanie: "Weronika zmienia zdanie" Małgorzaty Maj - męczę, bo w moim odczuciu główna bohaterka jest ciapowata, zakompleksiona a ja takich postaci nie lubię. No i jej obiekt westchnień też jakiś taki mało męski, niepoprawnie romantyczny... Druga pozycja to książka pożyczona od koleżanki: "Zaklinacz czasu" Mitch Albom, to już ciekawsza lektura i gdybym dysponowała większa ilością czasu to mogłabym ją połknąć w jeden wieczór. "Ludzka rado powstań z kolan" David Icke to lektura mojego męża, na której temat się nie wypowiadam, bo nie zgłębiłam tematu. A niebawem zaopatrzę się w nowe książki, bo karta podarunkowa do Empiku czeka;)
W dzień wolny nie ma mowy o pośpiechu, nerwach, wszystko robię powoli, delektuję się chwilą. Ma mi to sprawiać jak najwięcej przyjemności, ładuję wtedy swoje baterie na kolejne dni. Celowo nie wspominałam tutaj za dużo o małżonku, bo takie dni wolne najczęściej jestem sama, mąż w pracy albo w delegacji albo ma też swoje męskie wypady. Tak jak pisałam nie musi to być cały dzień, ale chociażby poranek czy wieczór, który spędzam po swojemu i wcale nie mam wyrzutów sumienia, że trwonię czas na nic nierobieniu. Bo równocześnie w przestrzeni funkcjonuje moda na wieczne samodoskonalenie się, ale również na slow life. A ja właśnie tak w rytmie slow chcę żyć, nie mówię, że nie pracuję nad sobą, bo aktywność fizyczna czy nauka języka to już praca, ale robię to bo lubię i chcę a nie dlatego, że muszę.
Perun w tym czasie albo leży przyklejony do moich nóg, albo na swoim hamaku na drapaku, przy samym suficie. Stąd ma kontrolę nad całą sytuacją i tutaj też najczęściej zalega, gdy odwiedzają nas goście.
Skoro mowa o książkach na czytanie też znajduję chwilę, czy to w autobusie, czy przed snem. Fakt nie połykam książek w niezliczonej ilości, ale 11 sztuk w tym roku to i tak lepsze niż nic.
Obecnie męczę to co mam na stanie: "Weronika zmienia zdanie" Małgorzaty Maj - męczę, bo w moim odczuciu główna bohaterka jest ciapowata, zakompleksiona a ja takich postaci nie lubię. No i jej obiekt westchnień też jakiś taki mało męski, niepoprawnie romantyczny... Druga pozycja to książka pożyczona od koleżanki: "Zaklinacz czasu" Mitch Albom, to już ciekawsza lektura i gdybym dysponowała większa ilością czasu to mogłabym ją połknąć w jeden wieczór. "Ludzka rado powstań z kolan" David Icke to lektura mojego męża, na której temat się nie wypowiadam, bo nie zgłębiłam tematu. A niebawem zaopatrzę się w nowe książki, bo karta podarunkowa do Empiku czeka;)
W dzień wolny nie ma mowy o pośpiechu, nerwach, wszystko robię powoli, delektuję się chwilą. Ma mi to sprawiać jak najwięcej przyjemności, ładuję wtedy swoje baterie na kolejne dni. Celowo nie wspominałam tutaj za dużo o małżonku, bo takie dni wolne najczęściej jestem sama, mąż w pracy albo w delegacji albo ma też swoje męskie wypady. Tak jak pisałam nie musi to być cały dzień, ale chociażby poranek czy wieczór, który spędzam po swojemu i wcale nie mam wyrzutów sumienia, że trwonię czas na nic nierobieniu. Bo równocześnie w przestrzeni funkcjonuje moda na wieczne samodoskonalenie się, ale również na slow life. A ja właśnie tak w rytmie slow chcę żyć, nie mówię, że nie pracuję nad sobą, bo aktywność fizyczna czy nauka języka to już praca, ale robię to bo lubię i chcę a nie dlatego, że muszę.
A Ty jak spędzasz swój wolny czas?
Ja jeśli mam wolny dzień, leniuchuję ile się tylko da :)
OdpowiedzUsuńI tak trzymać;)
Usuńodkad zaczelam studiować dosc wymagający kierunek (stomatologia) to o wiele bardziej doceniam wolny dzien czy chociażby popołudnie.powinnam wplatać chociażby na dwie godziny naukę ,a nie zostawiać wszystko na ostatnia chwile i potem płakać ze nie zdaze ,ale kiepsko u mnie z organizacja ( "wolne to wolne,mam jeszcze duzo czasu:D" ) w wolne dni nadrabiam towarzystkie zaległości ,albo zostaje w domu i robie maseczkę na twarz/włosy ,maluje paznokcie,włączam jakis serial czy filmiki na yt albo czytam blogi czy jakies artykuły w internecie.powinnam ćwiczyć ale robie to zdecydowanie za rzadko :( a co do pizam to polecam te z lunaby! Fakt sa drogie ale super jakość:)
OdpowiedzUsuńRegularna nauka to najlepsze co może być, jak studiowałam, to z anatomii i dermatologii miałam kolokwia co zajęcia, więc chcąc nie chcąc musiałam posiedzieć więcej nad książkami, ale dzięki temu nie miałam problemów z ostatnimi egzaminami, a nawet z dermatologii byłam zwolniona, za średnią z kolokwiów i egzaminu ustnego z pierwszym semestrze.
UsuńMaseczki na twarz, na to nigdy nie mam czasu a może bardziej chęci taki ze mnie leniuch;P
Piżamy z Lunaby podziwiam odkąd wyszły, ale nie lubię długich rękawów i długich spodni, teraz widzę, że można szorty kupić osobno, nie pamiętam jak z bluzkami.
Bardzo podziwiam i zazdroszczę organizacji czasu!:) moze kiedys sie tego w koncu naucze ...
UsuńJa właśnie dziś mam taki dzień, bo coś dopadło mnie choróbsko :) I leniuchuję na całego: oglądam filmy, czytam, bloguję :)
OdpowiedzUsuńWypoczywaj i kuruj się;*
Usuń"Zaklinacz czasu" dosłownie połknęłam w jeden wieczór. Bardzo przyjemny post - Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńGdyby mąż nie domagał się zgaszonego światła wieczorem, bo szedł spać szybciej niż ja, to pewnie też bym połknęła już wczoraj.
UsuńDziękuję i również pozdrawiam:*
Gra o tron jest świetna! My oglądaliśmy, jak zahipnotyzowani. Szkoda, że seria ma tylko po 10 odcinków i pojawia się raz do roku. Jak nadrobisz wszystko, to doskonale będziesz wiedziała, o czym prawię :)
OdpowiedzUsuńHehehe to tak samo jak z The Walking Dead, ale my nie oglądaliśmy od początku jak tylko wyszła tylko ze sporym opóźnieniem, więc o dziwo dopiero skończyliśmy. A Gry o tron jeszcze mam trochę przed sobą - na szczęście!
UsuńZaczynam dzięki tobie ćwiczyć yoge od dzisiaj :-D a w taki wolny dzień też lubię wszystko wolno zrobić i zrelaksować się ;-)
OdpowiedzUsuńSuper! Trzymam za Ciebie kciuki!
Usuń