Faworyci lipiec'15 | Astor, Bielenda, depilacja laserowa, The Body Shop.
Sierpień od samego początku rozpieszcza ładną pogodą, dziś był chyba najcieplejszy dzień tegorocznych wakacji i oby tak zostało! Spójrzmy jeszcze na chwilę wstecz, poprzedni faworyci w dalszym ciągu mi dzielnie służą a przedstawię Cię kolejnych. Często faworytami stają się produkty, które w ubiegłym miesiącu zostały zakupione, ale pod warunkiem, że już zachwyciły mnie swoim działaniem i wyróżniły się na tle konkurencji.
Tak też było w tym przypadku maskary Astor - seduction codes <recenzja>, która szła łep w łep z maskarą marki Eveline - magnetic look (ale o niej innym razem), ale i zdyskwalifikowała inne stosowane do tej pory. Komplementów na temat moich rzęs nie ma końca;)
Przypadek chciał, że w moje ręce trafił multifunkcyjny krem korygujący CC 10w1 - Bielendy, początkowo do sprawy podeszłam sceptycznie, bo balsamów do ciała w dalszym ciągu mam w nadmiarze.
Co mnie skłoniło do rozpakowania tej sztuki? Nie nazwa, ani super hiper obietnice (maskuje niedoskonałości: "pajączki", przebarwienia, siniaki, blizny; neutralizuje zaczerwienienia; tonuje i ujednolica koloryt skóry; dodaje satynowego blasku; rozświetla i energizuje skórę; intensywnie nawilża przez 24h; idealnie wygładza i ujędrnia ciało; poprawia kondycję skóry; nadaje ciału piękny, zdrowy wygląd; zawiera naturalne filtry UV) uważam, że w tej kwestii producent mocno przesadza.
Ale doceniłam cielisty kolor kremu, ładnie scala się z moimi bladymi nogami nadając im atrakcyjniejszego wyglądu, pomimo, że nie zakryje większych pajączków. Zawiera również połyskujące na złoto drobiny odbijające światło, mi się to podoba.
Tak jak pisałam do mnie kosmetyk trafił przypadkiem na powitanie w klubie ekspertek Ofeminin, użyłam kilkakrotnie i przekazałam go Mamie. Potrzebowała czegoś co będzie imitować "rajstopy", by nie grzać się w taką pogodę w wyjściowej sukience (oczywiście wyjście nie było aż tak oficjalne, żeby urazić kogoś gołymi nogami). Z tego co wiem Mama dalej z przyjemnością stosuje ten krem. A ja dla siebie kupiłam kolejną sztukę, bo jeszcze nie miałam kiedy się opalić.
Tubka zapakowana jest jeszcze w karton + folię, patrząc z punktu ekologicznego zbędne dodatki, można inaczej zabezpieczyć produkt przed wścibskimi paluchami, a informacje zmieścić na tubie co udowodniły inne firmy.
INCI: Aqua, Caprylic/ Capric Triglyceride, Isononyl Isononanoate, Glycerin, Ethylhexyl Cocoate, Theobroma Cacao Seed Butter, Cetearyl Alcohol, Glyceryl Stearate, Cl 77891, Mica, Potassium Cetyl Phosphate, Centella Asiatica Leaf Extract, Ubioquinone, Sodium Hyaluronate, Tocopheryl Acetate, Dimethiconol, Cyclopentasiloxane, Dimethicone, Lecithin,Propylene Glycol, Ammonium Acryloyldimethyltaurate.VP Copolymer, Ethylhexylglycerin, Lactic Acid, Disodium EDTA, Phenoxyethanol, DMDM Gydrantoin, Parfum, Butylphentyl Methylpropional, Limonene, Cl 77491, Cl 77492, Cl 77499.
175 ml kosztuje ok. 25 zł.
W sklepach znajdziecie również krem w różowej tubie o lekko różowym zabarwieniu, oraz krem DD o cielistym kolorze ale matowym wykończeniu? chyba bez złotych drobin, ale ręki nie dam sobie uciąć. Krem DD był też w wyższej cenie, ok. 30 zł.
Skoro mowa o ładnej pogodzie, odkrytych nogach i nie tylko to muszę też wspomnieć o depilacji laserem diodowym. Na początku lipca nie wytrzymałam ciągłego golenia pach (co wiązało się z podrażnieniem) i udałam się na pierwszy zabieg. Obsługę oceniam na bardzo profesjonalną, a sam zabieg przyjemny i bezbolesny dzięki chłodzącej głowicy. Czy widzę już efekty? Chyba tak, włosków jest mniej (wcześniej pojawiały się nawet 2-3 sztuki z jednego mieszka włosowego), chociaż dalej rosną to są cieńsze i miększe w dotyku. Czas pomiędzy goleniem wydłużył się, wcześniej musiałam koniecznie golić pachy co 2 dni, teraz co 3-4 dni. To ogromny komfort bo uwielbiam nosić bluzki na ramiączkach;) W przyszłym tygodniu idę na drugi zabieg, oraz jestem umówiona na kolejne dwa. Ponoć po 4-6 zabiegach włosków nie ma już być. Jeśli tak się stanie pójdę za ciosem i wydepiluję też bikini. Na pewno na blogu pojawi się więcej informacji na ten temat w październiku - listopadzie, bądźcie cierpliwe i trzymajcie kciuki!
W lipcu jak się okazuje działałam spontanicznie i słusznie. Będąc z moją Sis w The Body Shop, a dawno tam nie zaglądałam i zaskoczyła mnie różnorodność asortymentu, kupiłam miniaturę kremu matującego na dzień oraz na noc z serii Seaweed. Seria Seaweed jest przeznaczona do cery mieszanej i przetłuszczającej się. Ma za działanie nawilżać i regulować wydzielanie sebum ograniczając przy tym przetłuszczanie się cery.
Oby dwie kosmetyki zawierają 15 ml produktu, wersja na dzień znajduje się w słoiczku (22,50 zł) a na noc w tubce typu air-less (25 zł).
To zapewne wersje podróżne, nie wiem czy są w regularnej sprzedaży, ale uznałam, że to świetny sposób na wypróbowanie kosmetyków za mniejsze pieniądze niż pełnowymiarowe. Dodatkowo przy zakupie 3 sztuk miniatur płacimy jedynie za 2 sztuki. Tak też uczyniłam i dobrałam kolejną, chyba nawilżającą na pierwsze zmarszczki, ale jeszcze nie używałam.
Krem na dzień ma lekką konsystencję, która szybko się wchłania, nie zostawia nieprzyjemnej warstwy na skórze i dzięki temu czuję, że skóra może swobodnie oddychać w ciągu nawet bardzo ciepłych dni. Przetłuszczanie cery w normie, nie przeszkadza mi jakoś bardzo odkąd nie stosuję podkładów w makijażu.
Natomiast kosmetyk do stosowania na noc ma żelową konsystencję, która dodatkowo przyjemnie chłodzi. Przyspiesza gojenie się ewentualnych niedoskonałości cery. Skóra twarzy po nocy wygląda na wypoczętą i nie jest ani przesuszona, ani nadmiernie natłuszczona.
Po nie udanym kremie Tołpy (wyląduje w koszu) i serum Ava (wcieram w biust, może chociaż tutaj się przyda) z przyjemnością stosuję kosmetyki The Body Shop, ale czy na stałe zostaną w mojej pielęgnacji to się jeszcze okaże.
INCI: obiecuję uzupełnić później...
Niestety czas mnie goni, muszę wrócić do offline. Ale chętnie jutro tutaj zajrzę i dowiem się co zachwyciło Ciebie w lipcu?
Przypadek chciał, że w moje ręce trafił multifunkcyjny krem korygujący CC 10w1 - Bielendy, początkowo do sprawy podeszłam sceptycznie, bo balsamów do ciała w dalszym ciągu mam w nadmiarze.
Co mnie skłoniło do rozpakowania tej sztuki? Nie nazwa, ani super hiper obietnice (maskuje niedoskonałości: "pajączki", przebarwienia, siniaki, blizny; neutralizuje zaczerwienienia; tonuje i ujednolica koloryt skóry; dodaje satynowego blasku; rozświetla i energizuje skórę; intensywnie nawilża przez 24h; idealnie wygładza i ujędrnia ciało; poprawia kondycję skóry; nadaje ciału piękny, zdrowy wygląd; zawiera naturalne filtry UV) uważam, że w tej kwestii producent mocno przesadza.
Ale doceniłam cielisty kolor kremu, ładnie scala się z moimi bladymi nogami nadając im atrakcyjniejszego wyglądu, pomimo, że nie zakryje większych pajączków. Zawiera również połyskujące na złoto drobiny odbijające światło, mi się to podoba.
Tak jak pisałam do mnie kosmetyk trafił przypadkiem na powitanie w klubie ekspertek Ofeminin, użyłam kilkakrotnie i przekazałam go Mamie. Potrzebowała czegoś co będzie imitować "rajstopy", by nie grzać się w taką pogodę w wyjściowej sukience (oczywiście wyjście nie było aż tak oficjalne, żeby urazić kogoś gołymi nogami). Z tego co wiem Mama dalej z przyjemnością stosuje ten krem. A ja dla siebie kupiłam kolejną sztukę, bo jeszcze nie miałam kiedy się opalić.
Tubka zapakowana jest jeszcze w karton + folię, patrząc z punktu ekologicznego zbędne dodatki, można inaczej zabezpieczyć produkt przed wścibskimi paluchami, a informacje zmieścić na tubie co udowodniły inne firmy.
INCI: Aqua, Caprylic/ Capric Triglyceride, Isononyl Isononanoate, Glycerin, Ethylhexyl Cocoate, Theobroma Cacao Seed Butter, Cetearyl Alcohol, Glyceryl Stearate, Cl 77891, Mica, Potassium Cetyl Phosphate, Centella Asiatica Leaf Extract, Ubioquinone, Sodium Hyaluronate, Tocopheryl Acetate, Dimethiconol, Cyclopentasiloxane, Dimethicone, Lecithin,Propylene Glycol, Ammonium Acryloyldimethyltaurate.VP Copolymer, Ethylhexylglycerin, Lactic Acid, Disodium EDTA, Phenoxyethanol, DMDM Gydrantoin, Parfum, Butylphentyl Methylpropional, Limonene, Cl 77491, Cl 77492, Cl 77499.
175 ml kosztuje ok. 25 zł.
W sklepach znajdziecie również krem w różowej tubie o lekko różowym zabarwieniu, oraz krem DD o cielistym kolorze ale matowym wykończeniu? chyba bez złotych drobin, ale ręki nie dam sobie uciąć. Krem DD był też w wyższej cenie, ok. 30 zł.
Skoro mowa o ładnej pogodzie, odkrytych nogach i nie tylko to muszę też wspomnieć o depilacji laserem diodowym. Na początku lipca nie wytrzymałam ciągłego golenia pach (co wiązało się z podrażnieniem) i udałam się na pierwszy zabieg. Obsługę oceniam na bardzo profesjonalną, a sam zabieg przyjemny i bezbolesny dzięki chłodzącej głowicy. Czy widzę już efekty? Chyba tak, włosków jest mniej (wcześniej pojawiały się nawet 2-3 sztuki z jednego mieszka włosowego), chociaż dalej rosną to są cieńsze i miększe w dotyku. Czas pomiędzy goleniem wydłużył się, wcześniej musiałam koniecznie golić pachy co 2 dni, teraz co 3-4 dni. To ogromny komfort bo uwielbiam nosić bluzki na ramiączkach;) W przyszłym tygodniu idę na drugi zabieg, oraz jestem umówiona na kolejne dwa. Ponoć po 4-6 zabiegach włosków nie ma już być. Jeśli tak się stanie pójdę za ciosem i wydepiluję też bikini. Na pewno na blogu pojawi się więcej informacji na ten temat w październiku - listopadzie, bądźcie cierpliwe i trzymajcie kciuki!
W lipcu jak się okazuje działałam spontanicznie i słusznie. Będąc z moją Sis w The Body Shop, a dawno tam nie zaglądałam i zaskoczyła mnie różnorodność asortymentu, kupiłam miniaturę kremu matującego na dzień oraz na noc z serii Seaweed. Seria Seaweed jest przeznaczona do cery mieszanej i przetłuszczającej się. Ma za działanie nawilżać i regulować wydzielanie sebum ograniczając przy tym przetłuszczanie się cery.
Oby dwie kosmetyki zawierają 15 ml produktu, wersja na dzień znajduje się w słoiczku (22,50 zł) a na noc w tubce typu air-less (25 zł).
To zapewne wersje podróżne, nie wiem czy są w regularnej sprzedaży, ale uznałam, że to świetny sposób na wypróbowanie kosmetyków za mniejsze pieniądze niż pełnowymiarowe. Dodatkowo przy zakupie 3 sztuk miniatur płacimy jedynie za 2 sztuki. Tak też uczyniłam i dobrałam kolejną, chyba nawilżającą na pierwsze zmarszczki, ale jeszcze nie używałam.
Krem na dzień ma lekką konsystencję, która szybko się wchłania, nie zostawia nieprzyjemnej warstwy na skórze i dzięki temu czuję, że skóra może swobodnie oddychać w ciągu nawet bardzo ciepłych dni. Przetłuszczanie cery w normie, nie przeszkadza mi jakoś bardzo odkąd nie stosuję podkładów w makijażu.
Natomiast kosmetyk do stosowania na noc ma żelową konsystencję, która dodatkowo przyjemnie chłodzi. Przyspiesza gojenie się ewentualnych niedoskonałości cery. Skóra twarzy po nocy wygląda na wypoczętą i nie jest ani przesuszona, ani nadmiernie natłuszczona.
Po nie udanym kremie Tołpy (wyląduje w koszu) i serum Ava (wcieram w biust, może chociaż tutaj się przyda) z przyjemnością stosuję kosmetyki The Body Shop, ale czy na stałe zostaną w mojej pielęgnacji to się jeszcze okaże.
INCI: obiecuję uzupełnić później...
Niestety czas mnie goni, muszę wrócić do offline. Ale chętnie jutro tutaj zajrzę i dowiem się co zachwyciło Ciebie w lipcu?
Fajne te kremy :) Muszę poszukać!
OdpowiedzUsuńZaciekawił mnie krem z TBS :) I mam ten tusz z Astora, tylko w wersji niebieskiej :) Polubiłam go :)
OdpowiedzUsuńWersji niebieskiej nie znam, też ma taką klepsydrową szczoteczkę?
Usuńbardzo lubiłam maskę z serii seaweed :P
OdpowiedzUsuńto taka maska oczyszczająca, tak?
UsuńJa również używam tego kremu CC marki Bielenda i jestem bardzo zadowolona.
OdpowiedzUsuńW ubiegłym roku kupiłam go, bo przez pracę nie miałam czasu aby posiedzieć chwilę na słońcu i byłam dosłownie cała biała. Ten krem ratował mi życie ;-)
Za to w tym roku jestem cała brązowa, dzięki zwolnieniu w ciąży ;)
ta seria TBS mnie bardzo kusi już od dawna :)
OdpowiedzUsuńCzegoś takiego właśnie szukałam, z tym goleniem to super sprawa
OdpowiedzUsuńTy masz balsamów nadmiar, a ja z kolei nienawidzę procesu balsamowania się - jestem leniem a poza tym nawet jeśli balsam nie jest z tych lepiących to i tak mam uczucie lepkości i że ledwo się umyłam, a już upaćkałam. Zastanawiam się, czy może nie wypróbować użyć zwykłego balsamu tak jak te pod prysznic? Myślę, że różnicy nie ma, poza chwytem marketingowym? ;D. Albo wysmarować się cała Kallosem, odżywia włosy to może ciało też ;D alergiczką nie jestem, więc nie powinien zaszkodzić? Jedyny balsam do jakiego potrafię się zmusić to samoopalacz, bo będąc blada wyglądam jak chora. Jednak miałam dość złośliwości tych kosmetyków (wyjdzie idealnie-zmywa się ekspresowo, wyjdzie źle-za cholerę nie da się domyć ehhh), uważania na wodę i bycia mućką po ćwiczeniach, więc od ponad roku się solaryzuję, co z kolei jest bardziej szkodliwe...
OdpowiedzUsuńTeż jestem leniwcem jeżeli chodzi o smarowanie, dlatego leżą i kwiczą;P Smaruję się przeważnie na noc, a rano podczas prysznica zmywam:) Ten z Bielendy używam tylko na nogi, tą część co wystaje z pod spódnicy czy szortów, więc nie czuję tego obklejenia. W ogóle on takie suche wykończenie zostawia. Nie wyobrażam sobie smarowania brzucha, pupy, dekoltu i rąk w takich upałach! Ja samoopalacze używam sporadycznie, a solarium nie odwiedzam, szkoda zdrowia.
UsuńChciałam podpytac jak tam spisał się laser? :-) czy są efekty i włoski zniknęły? Ja jestem w trakcie i tak ciągle się zastanawiam jak będzie to wyglądało po i czy skusze się też na inne części ciała
OdpowiedzUsuńHej, jestem po 6 zabiegach, niektóre włoski jeszcze odrastają, ale są cieńsze i jaśniejsze, że wystarczy je ogolić raz na 1-2 tygodnie. Wybiorę się na jeszcze jeden zabieg, a później poczekam by ocenić efekty i ewentualnie zdecydować się na inne partie. Na pewno napiszę na ten temat obszerniejszy post, cały czas mam to z tyłu głowy, ale potrzebowałam jeszcze trochę czasu by ocenić efekty.
UsuńChciałam podpytac jak tam spisał się laser? :-) czy są efekty i włoski zniknęły? Ja jestem w trakcie i tak ciągle się zastanawiam jak będzie to wyglądało po i czy skusze się też na inne części ciała
OdpowiedzUsuń