Jesień nie musi być smutna...
Nie lubię jesieni, mogłabym narzekać na ten temat godzinami, ale wolę nie marudzić, bo to wprowadza tylko w jeszcze gorszy nastrój. Wolę ją sobie jakoś osłodzić i wcale nie mam na myśli słodyczy, bo ze słodyczy najbardziej lubię chipsy... Przedstawię Ci wszystko to, co umila mi czas jesieni. Liczę też na to, że podzielisz się tym, co sprawia Ci radość?
Gdy tylko czuję, że za oknem robi się chłodniej, odpalam świece. Ostatnio najczęściej towarzyszą mi świece sojowe Lanaline, małej rodzinnej polskiej firmy! Mam dwa zapachy z serii Black&White: kokosowa wanilia (w białym/mlecznym szkle) oraz zielona herbata (w czarnym szkle). Wciąż nie mogę zdecydować, która podoba mi się bardziej?
Palę je na zmianę, w zależności od nastroju, gdy potrzebuję większego orzeźwienia, sięgam po zieloną herbatę, gdy chcę się zrelaksować wieczorem, wybieram wanilię. Zapachy na szczęście nie są tak mocno intensywne i męczące, jak potrafią być niektóre świece Yankee Candle. Więc dobrze się sprawdzą w nawet małych pomieszczeniach. Szkoda, że nie możesz w tej chwili, poczuć jak pachną!
Czas palenia przewidziany ok. 60 h to dużo jak na gabaryty świecy: wysokość 9 cm i średnica 8 cm. Pale te świece od ponad 2 miesięcy i wszystko wskazuje, że wystarczy dokładnie na tyle, ile przewiduje producent. Świeca nie tuneluje (spala się równomiernie), niezależnie od tego, czy stoi przy ścianie, czy innym przedmiocie, co obserwowałam w innych świecach. Myślę, że to w dużej mierze zasługa kształtu naczynia, w jakim się znajduje. Trzeba jedynie pamiętać, o skracaniu knota co jakiś czas przed ponownym zapaleniem, najlepiej do długości 0,5 cm.
Świece były zapakowane w kartonik, po którego uchyleniu już intensywnie czuć zapach. Tak pięknie zapakowane nadają się idealnie na prezent. A kolekcja Black&White przypada mi do gustu swoją minimalistyczną szatą graficzną, myślę, że będzie się dobrze prezentować w każdym wnętrzu.
Świeca kosztuje 55 zł, co uważam za bardzo korzystną cenę w stosunku do jakości produktu. Do kupienia [tutaj]. W ofercie znajdują się też woski, w uroczym kształcie serduszek, soczystą pomarańczę podarowałam mojej siostrze i stwierdziła, że pachnie obłędnie! Osobiście nie używam wosków, ponieważ Perun (mój starszy kot) podkrada podgrzewacze z kominka.
Sztucznym światłem cotton bals dogrzewam się również na korytarzu. Powiesiłam lampki na lustrze i zapalam je, jak tylko zaczyna robić się ciemniej za oknem. Dodatkowo urozmaica biel ścian w naszym mieszkaniu. Ten nienachalny efekt podoba się również mojemu małżonkowi, co sam mi powiedział, bez mojego podpytywania. Co bardzo mnie cieszy, bo chcę, byśmy w tym mieszkaniu, razem czuli się dobrze. Więcej na temat dekoracji pisałam [tutaj].
Lampki zakupiłam już jakiś czas temu w Pepco, za ok. 20 zł, to chyba najniższa cena, w jakiej widziałam tego typu oświetlenie. Na sznurze jest 10 kulek, wybrałam wariant kolorystyczny biel z odcieniami szarości, ale były również inne. Na baterię: 2 szt. "paluszków" w klasycznym rozmiarze. Ciężko mi powiedzieć, czy są jeszcze w sprzedaży w tym akurat sklepie, ale jest to produkt popularny w innych sklepach, więc jeśli Ci się podoba, to z łatwością je znajdziesz.
Skoro jestem przy korytarzu, to wspomnę o płaszczu z New Yorker, który ponownie wyciągnęłam z szafy na sezon jesienno-zimowy. Kupiłam go w 2014 roku i wciąż się cieszę, gdy mam go na sobie. Pisałam o nim więcej i prezentowałam, jak wygląda na mnie w osobnym poście [tutaj]. Do tego prawie przypominający gruby koc, szalik z Reserved. W tym roku kupiłam i noszę już nowe buty zimowe, ale z opinią na ich temat jeszcze się wstrzymuję, bo jest zbyt wcześnie. Często dostaję od Was wiadomości, czy jestem zadowolona z torebki Przywara Strzałka, więc jak widzicie na fotografii to noszę ją nadal i towarzyszy mi przez 80% czasu, odkąd ją zakupiłam. Czyli od wakacji 2015 roku. Więcej o moich torebkach [tutaj].
Przez panującą aurę za oknem mam ochotę w większości przesiadywać w domu. Mam okazję do nadrabiania zaległości w czytaniu książek, oglądaniu seriali, ale nie odmawiam sobie kina.
Przeczytałam kolejną część: "Millenium. Mężczyzna, który gonił swój cień." David Lagercrantz. Wiem, że wielu osobom nie podoba się kontynuacja trylogii przez innego autora, mi to nie przeszkadza, bo tak bardzo wkręciłam się w losy Lisbeth Salander, że nie pogardzę kolejną częścią. Ponownie odkrywamy kolejne skrawki z przeszłości Lisbeth jednocześnie żyjąc w teraźniejszości. Poza wątkiem głównej bohaterki, jak zawsze przeplatają się losy innych bohaterów, tym razem bliźniąt rozdzielonych w wyniku "projektu", w co przed laty zostało zamieszane państwo.
"Więcej krwi" Jo Nesbo, to druga lektura tego autora, którą miałam okazję przeczytać. Oczywiście z mojego ulubionego gatunku, kryminał. Napisana w nietypowy sposób, jeżeli chodzi o narrację, nigdy nie byłam orłem z j. polskiego, więc ciężko mi ją nazwać w tym momencie. W każdym bądź razie główny bohater opowiada historię swojego życia, jako płatnego mordercy, którym wcale nie chciał zostać, bo boi się zabić spoglądając ofierze w oczy. Przez to i nie tylko, darzę głównego bohatera ogromną sympatią. Nie chcę zdradzać zbyt wiele, bo są to książki, do których czytania chciałabym Cię zachęcić.
"Oskarżenie" Remigiusz Mróz to kontynuacja (6. część) losów prawniczki Chyłki oraz aplikanta Kordiana Oryńskiego (Zordona). Pisanie o prawnikach to bardzo wdzięczny temat, wciąż przecież dostają nowych klientów, napotykają na swojej drodze nowe problemy, a ja nie zaspokoiłam jeszcze swojego apetytu w tej tematyce. W tej książce ponownie wracają niektóre sprawy sprzed lat, tym razem mogą mieć poważne konsekwencje dla młodego aplikanta, jego kariera poważnie została postawiona pod znakiem zapytania. Jeszcze książki nie skończyłam czytać, ale poziom napięcia i zainteresowanie z mojej strony nie słabnie. Może jestem już stara, ale lubię spędzać wieczory weekendów z książką w łóżku.
Poza tymi książkami przeczytałam też inną "Blackout" Marck Elsberg, zeszłoroczny bestseller, ale totalnie nie pojmuje fenomenu książki. Może i temat poruszony w książce wdzięczny, światowa katastrofa z powodu braku prądu. Mogłaby być z tego interesująca książka, tymczasem autentycznie męczyłam się, nudziłam, czytając. Za dużo specjalistycznego żargonu, za mało ludzkich emocji...
Książki kupuję najczęściej w formie ebooków na czytnik Kindle, bo w ten sposób czyta mi się najszybciej. Mogę też czytać nocą, gdy małżonek już śpi, bo mam wersję podświetlaną czytnika. Łatwo go zabrać też ze sobą w podróż z małym bagażem. Książki papierowe przeważnie pożyczam od rodziny i znajomych.
Już przed urlopem w Barcelonie [post tutaj] z mężem zadecydowaliśmy, że wykupimy abonament Netflix. Dzięki czemu mogłam dokończyć, oglądać serial "Orange is the new black" mówiący o losach bohaterek damskiego więzienia w Litchfield. Nie tak bardzo interesują mnie losy głównej bohaterki Piper, nie lubię takich osób jak ona, ale innych współwięźniarek. Motywy, przez które kobiety znalazły się za kratami, jak postępowały w życiu na wolności, a jak zachowują się, by przetrwać za kratami. Podoba mi się, że każdy odcinek to praktycznie opowieść o innej więźniarce. Czasami śmiałam się na głos, innym razem nie mogłam powstrzymać łez.
We dwoje oglądaliśmy "Stranger Things" zarówno pierwszy, jak i drugi sezon. To nie jest mój ulubiony serial, za dużo science-fiction, ale oglądanie we dwoje to zawsze miła alternatywa spędzania wolnego czasu. Ciężko też powiedzieć mi, która z części podobała mi się bardziej, czy sezon pierwszy, czy drugi, dla mnie utrzymane są na tym samym poziomie. I wszystko zapowiada się na to, że może być kontynuowany.
Do filmów obejrzanych na dużym ekranie, mam podobne podejście jak do seriali, nie zawsze musi być to wyszukane, ambitne kino. Czasami mam ochotę po prostu spędzić czas z bliską osobą, czy pośmiać się nie myśląc o obowiązkach, tym co nas martwi. Rocznicę ślubu zawsze świętuję z małżonkiem w podobny sposób, nie kupujemy sobie prezentów, tylko spędzamy czas ze sobą. Idziemy zjeść coś smacznego na mieście oraz do kina. Tym razem rocznica przypadała na niedzielę, a my świętowaliśmy aż cały weekend, dawkując sobie przyjemności. Razem udaliśmy się na "Thor: Ragnarok" i miło spędziliśmy czas. Nam się film podobał, nie mamy się do czego przyczepić.
Z przyjaciółką natomiast często chodzę do kina na wszystkie te filmy, których mój mąż nie chciałby oglądać. Tak też było i tym razem, wybrałyśmy się na "Złe mamuśki 2", pierwszą część widziałyśmy w ubiegłym roku. Śmiało można iść na ten film, nie oglądając pierwszej. Panowie również byli na sali i bawili się dobrze. To jest komedia, w typowo świątecznym klimacie, może trochę za wcześnie, ale nam to nie przeszkadza. Bo już planujemy ponownie wspólne pieczenie pierników.
Jesienią moją jedyną aktywnością fizyczną jest joga. To, że na początku miesiąca deklaruję się przyjść na wszystkie zajęcia (2 raz w tyg., po 1,5h) działa na mnie motywująco i ruszam tyłek, nawet wtedy, gdy bardzo mi się nie chce. A po powrocie do domu, jestem z siebie ogromnie dumna, że dałam radę! Bo na ćwiczeniach zawsze staram się dać z siebie 100%. Zresztą mam tak z każdym zadaniem, którego się podejmuję. Czuję, że postępuje dobrze, dla mojego zdrowia, wyglądu, jak i samopoczucia.
Ostatnia rzecz, a może bardziej rytuał umilający jesień, to picie herbaty. Dostałam od męża przepyszne herbaty prosto z Chin. Zieloną, jaśminową oraz inną, której nawet nie umiem nazwać w formie suszonych listków. Można je parzyć, aż 7 razy! W wyborze herbat oraz porcelanowego kubka pomagał rodowity Chińczyk, z którym mąż współpracował podczas delegacji. Jaśminową piję po raz pierwszy w życiu i zachwyca mnie jej delikatność i aromat. Takie prezenty to ja lubię!
A Ty, jak umilasz sobie jesień?
Ja jesienią czytam i oglądam filmy. Wczoraj obejrzałam Nasze Dusze na Netflix - przepiekna historia 2 staruszków poszukujących miłości i bliskości. Staram się też inspirować przegladanymi zdjęciami na Pinterest. Lubię oglądać zdjęcia i wspominać. Planuję nowy rok i urlop.
OdpowiedzUsuńJak wspomniałaś o tym filmie to przypomniał mi się "Bliźniaczki" o dwóch kobietach - niemkach, co zostały rozdzielone za dziecka i spotykają się po latach.
UsuńO przyszłorocznym wyjeździe też już co nieco myślę, bo szukam tanich biletów,ale na maj to jeszcze za wcześnie.
Uh, nie ukrywam, że podobnie spędzam jesienne wieczory i tak jak kiedyś ciągle narzekałam i wpadałam w jesienną depresję tak teraz potrafię czerpać masę radośći z takich wieczorów. Uwielbiam czytać i z książką nie rozstaję się nawet będąc w pracy( gdy oczywiście nikt nie patrzy). Mimo wszystko wolę wersje papierową, bo od tableta bolą mnie strasznie oczy a na komputerze po prostu nie wygodnie. Nie czytałam jeszcze nigdy tych skandynawskich bestsellerów, póki co molestuje wszystkie książki Stephena Kinga, bo właśnie wychodzi co rusz nowa do kolekcji :)
OdpowiedzUsuńCzytnik ma inny ekran niż tablet czy komputer, nie męczy oczu, nawet jasność mogę sobie dowolnie przyciemniać i rozjaśniać:)
UsuńKsiążki Stephana Kinga mnie niestety przerażają :P
umilam sobie podobnie. bo co jeszcze można zrobić? mimo wszystko nigdy przenigdy nie polubię długich nocy, paskudnej pogody i zimna
OdpowiedzUsuńTeż najchętniej mieszkałabym w cieplejszym klimacie.
Usuńcodziennie palę świece, bardzo lubię i polecam te z Lanaline, robię domowe porządki, malowanie ścian i zmieniam dekoracje, od razu jest weselej i przytulniej. nie nudno
OdpowiedzUsuńŚwiece rządzą! Do porządków jakoś mam więcej energii wiosną. A jakoś szczególnie nie zmieniam dekoracji w zależności od pór roku.
UsuńU nas królują wieczorne seanse. Ostatnio cieszymy się serialem "Dexter", ale niedługo się kończy ;) Do tego oczywiście dobre jedzonko, niestety chipsów nie można jeść codziennie ;) Weekendy mijają za szybko, po pracy nie mam zbyt wielu sił na cokolwiek, nie wyciągam za często maty do jogi, ale muszę koniecznie to zmienić...
OdpowiedzUsuńHehehe jedzenie chipsów codziennie, źle by się skończyło:P Mi samej to już w ogóle się nie chce wyciągać maty:p
UsuńMoje umilanie jesieni wyglada podobnie do Ciebie. Duzo herbaty, duzo swiec, duzo ksiazek, duzo serialow i czasu w rodzinnym gronie. Zawsze tez biore sie za aktywnosc fizyczna, ktora nie skutkuje szczupla sylwetka, ale lepszym samopoczuciem. Wystarczy 10 minut, a juz inaczej.
OdpowiedzUsuńHehehe 10 minut a ile endorfin :)
UsuńJa na "Thorze" byłam nawet dwa razy, dla mnie najlepsza komedia tego roku :D A że dodatkowo lubię fantastykę, to dla mnie był to koktajl idealny!
OdpowiedzUsuńU mnie lampki choinkowe palą się w pokoju przez prawie cały rok (tak od jesieni do wiosny). Kocham efekt jaki dają :)
Fantastykę jeżeli chodzi o filmy to nawet nawet lubię:) Przeważnie gra jakiś przystojniak hehehe.
UsuńLampki choinkowe też dają radę:)
Muszę się kiedyś zaopatrzyć w takie lampki ^^!
OdpowiedzUsuńDają bardzo ładny efekt.
UsuńDla mnie jesień jest do wytrzymania nawet jak pada i jest szaro-buro. To co teraz sjest za oknem to dla mnie katastrofa. Odkąd zostałam kierowcą czyli od paru ładnych lat zimy szczerze nienawidzę, doprowadza mnie zawsze do sporych nerwów i dosłownie ta pora roku mogłaby nie istnieć ;)
OdpowiedzUsuńZdecydowanie jest bardziej niebezpiecznie na drogach jesienią, w zimie to chociaż jaśniej jak jest już śnieg i ludzie jeżdżą trochę wolniej.
UsuńNa jesień polecam czekoladę! Natychmiastowa poprawa gwarantowana :P
OdpowiedzUsuńNie mogę mlecznej (bo laktoza), za to gorzka dla mnie może nie istnieć.
UsuńBardzo fajny wpis. Faktycznie długość palenia świec jest imponująca! Płaszcz, cotton ballsy i torebka bardzo mi się podobają. Na pytanie tym razem nie odpowiem, bo tegoroczna jesień jest dla mnie wybitnie trudna.
OdpowiedzUsuńTrzymam kciuki by było lepiej!
UsuńLubię jesień i ten oddech, spokój, który niesie po mega intensywnym lecie. Długie wieczory w domu, mają swój urok 😜
OdpowiedzUsuńMi lata było za mało:(
UsuńBogusiu, jaki super post! Pozwolisz, że się zainspiruję i stworzę swój jesienny wpis wzorowany na Twoim?
OdpowiedzUsuńJa również uwielbiam świeczki w tym okresie, a długie wieczory sprzyjają do nadrabiania zaległości czytelniczych i filmowych :)
Na Przywarę oraz Dzikiego Józefa mam ochotę odkąd opublikowałaś swój wpis o torebkach kilka lat temu. Jednak obiecałam sobie, że nie kupię nowych torebek, dopóki nie 'zajeżdżę' obecnych :) nie mam ich wiele, ale jeszcze nie czas na zakupy
Ależ oczywiście! Korzystaj do woli!
UsuńMądre podejście co do torebek, ja te kupiłam, w momencie,gdy stare nie nadawały się do użytku, tak samo robię z butami.
bardzo lubie te swiece i sa zdecydowanie lepsze niz male tealighty
OdpowiedzUsuńZgadzam się!
UsuńTeż bym spróbowała tych herbatek z Chin <3
OdpowiedzUsuńNie wiem czy będziesz 3ego na spotkaniu, ale jeśli tak, to wezmę trochę dla Ciebie:)
UsuńFajny wpis. Jesień jest trudna do zniesienia, gdy wychodzi się rano i jest tak samo ciemno, jak wtedy, kiedy się wraca do domu.
OdpowiedzUsuńJesienią ruszam z zapasową kołderką, która mogłaby być moim uniformem (w zeszłym roku widziałam w stacjonarnej Ikei kurtkę przypominającą właśnie kołdrę, nadal nie wiem czemu jej nie kupiłam?!).
Niestety miotam się między dniami z czekolady, a tymi z wieloma godzinami siedzącymi w pracy... czas to zmienić! Poranna gimnastyka bardzo mi pomagała (polecam Joannę Soh 5 minutes morning routine).
Koty też bardzo pomagają. Niby cały rok są zaspane i miziaste, ale jesienią łatwiej mi sobie wybaczyć taki nastrój jak ich:)))))
Heheheh kurtka - kołderka fajna sprawa:)
UsuńO gimnastyce 5 minutowej Joanny nie słyszałam, ale chętnie spróbuję.
Koty są cudowne, Perun po urlopie nie schodzi ze mnie, jak tylko siedzę na kanapie :)
Fajnie się zorganizowałaś żeby przetrwać jesień, ja również wyjęłam światełka, świece, stosuje ciepłe kąpiele. Niestety pogoda (często zmienna) bardzo negatywnie wpływa na mój nastrój. Pierwszy raz w roku ta pora tak mnie męczy.
OdpowiedzUsuńMoże dlatego, że lato za krótkie?
UsuńNie wiem czemu nie praktykuję dłuższych kąpieli, tylko wciąż biorę prysznic.
Jest sporo takich rzeczy, które pozwolą przeżyć jakoś jesień :))))
OdpowiedzUsuńOj tak:) Okazuje się, że jest tego trochę.
Usuń