Minimalizm w kosmetykach | Ulubione lakiery do paznokci.
W ostatnim artykule pisałam o pozbywaniu się rzeczy ze swojego otoczenia, jako pierwszym kroku do minimalizmu. Kolejnym na pewno można by określić ZAPRZESTANIE ROBIENIA DUŻYCH ZAPASÓW kosmetyków (również jedzenia, ale o tym innym razem). Mam na myśli nie kupowanie kilku szamponów, odżywek do włosów czy balsamów do ciała w jednym czasie, bo może się okazać, że nie zużyjemy ich przed upływem terminu ważności.
Dzisiaj wszystko jest na wyciągnięcie ręki, praktycznie w każdym mieście jest drogeria czy market w którym znajdziecie podstawowe kosmetyki do zachowania higieny. Co innego oczywiście, gdy mieszkamy na wsi, ale ciężko odnieść mi się do tej sytuacji bo na wsi bywałam jedynie na wakacjach.
Są produkty, które używam regularnie i 2 sztuki jednocześnie w domu to nie grzech, bo wiem, że i tak je zużyję i pisałam o tym tutaj. Do tej listy, na dzień dzisiejszy dodałabym jeszcze pastę do zębów i krem do depilacji! Bo często niespodziewanie małżonek wyjeżdżał i zabierał pastę ze sobą, a ja zmuszona byłam z samego rana lecieć do sklepu po kolejną sztukę. Z kremem do depilacji to oczywista sprawa i nie muszę tego tłumaczyć.
Ale całą resztę kupuję dopiero, gdy zbliżam się do końca obecnego opakowania. Z wyprzedzeniem notuję uwagi, jakie funkcje ma spełniać dany kosmetyk, jeżeli planuję zmianę na inny produkt. Uwzględniam aktualne potrzeby mojej cery czy włosów. Kupując z dużym wyprzedzeniem nie byłabym wstanie przewidzieć czy moja skóra będzie potrzebować większej dawki nawilżenia, a może włosy zaczną się bardziej przetłuszczać czy wypadać...
Sprawę kosmetyków do higieny, pielęgnacji już przedstawiłam. Tak samo ma się u mnie kolorówka, kupuję dopiero, gdy zbliżam się do końca np. pudru. Coraz rzadziej kupuję z czystej ciekawości nowinki, bo wiem jak to ze mną było: jak zacznę używać jeden produkt o drugim po prostu zapominam...
Jak to jest z lakierami do paznokci? Wszelką fascynację barwami, wzorami mam już dawno za sobą. Po części z racji zawodu - nie zliczę ile w życiu wymalowałam paznokci! Nie mam ochoty na eksperymenty jeżeli chodzi o moją osobę. Ostatnio króluje odżywka do paznokci, ale o niej obszerniej niebawem.
Jak już maluję na kolor - to mam dwa ulubione, których się trzymam! Pasują do wszystkich elementów mojej garderoby (która składa się z szarości, bieli, czerni, granatu, pudrowego różu, odcieni niebieskości). Więc omijają mnie sytuacje stresowe w których musiałabym zmywać paznokcie lub przebierać bluzkę przed wyjściem "do ludzi".
Moje kolory to: pudrowy/brudny róż (Catrice - hollywood's fabulous 40ties) oraz intensywny malinowy róż (Catrice - 26 Raspberryfields Forever; odpowiednik: Essie - Style Hunter oraz hybryda Semilac - 103 Elegant Raspberry).
Bardzo ubolewam nad faktem, że pudrowy róż jest z edycji limitowanej (chyba z przed dwóch lat) i właśnie się kończy. Będę musiała poszukać odpowiednika wśród innych marek. Może macie jakąś propozycję? Uwielbiam ten kolor, bo jego chłodna barwa idealnie współgra ze skórą moich dłoni oraz stóp. To taka moja wersja nude.
A, że nie lubię czerwieni, bo moje dłonie i stopy wydają się przy niej niezdrowe, gdy mam ochotę na intensywniejszy kolor to stawiam na malinowy róż (tak samo w makijażu ust).
Uważam, że 2 kolory wystarczą. Znam takie panie co malują paznokcie jedynie na czerwono i w takim przypadku wystarczy im jeden lakier. Ale są też i takie co mają całe kolekcje lakierów - nie krytykuję, o ile faktycznie z nich korzystają i regularnie zmieniają barwy na paznokciach. Jeżeli jednak jest to kilkanaście kolorów nie różniących się praktycznie od siebie, to bez sensu. I może lepiej zrobić sobie kilkumiesięczny odwyk i nie kupować nowych lakierów? Zminimalizować kolekcję do ulubionych lakierów, cieszyć się tym co się już posiada?
A jakie jest Twoje podejście do zapasów kosmetyków?
I jaki jest Twój ulubiony kolor lakieru?
Przepiękny malinowy lakier do paznokci ! Podobny kolor dostałam jako gratis, kiedy kupowałam odżywkę do paznokci Essie :)
OdpowiedzUsuńTak, Essie ma bardzo podobny odcień:)
UsuńObecnie posiadam odżywkę i jeden lakier, bladziuchny róż, bardzo naturalny i delikatny odcień. Póki co nie potrzebuję więcej. Był czas, że miałam sporo lakierów - od jasnych beżów, poprzez czerwienie i brązy, na granatowym i czarnym kończąc ;) Ale mi przeszło. Mam jeden tusz, jedną paletkę cieni - 4 kolory w beżach i brązach, podkład, puder, kredkę do brwi, dwie pomadki. Właściwie moja cała kolorówka mieści się w jednej małej kosmetyczce, takiej, która zmieści się w każdej torebce, nawet tej nieszczególnie dużej. Z zapasów to mam płyny do kąpieli BingoSpa, bo kiedyś otrzymaliśmy bony i mąż był łaskaw zamówić, więc są, poza tym doszłam już do punktu, że uzupełniam na bieżąco. I okazuje się, że wcale nie będzie mi potrzebna większa szafka w łazience :)
OdpowiedzUsuńSuper! Ja na co dzień do makijażu używam korektora, pudru, brązera/różu, tuszu do rzęs i kredki na linię wodną + czegoś do ust. Czyli też niewielki zestaw:) Teraz trochę więcej maluję oko, bo ćwiczę nowe techniki - na kimś trzeba.
UsuńU mnie mimo wszystko znalazła się nowa szafka pod zlewem, ale bardziej po to by schować tam suszarkę do włosów, okrągłą szczotkę bez której w moim przypadku ani rusz i np. czyste ręczniki. Ale tak to miałam w łazience jedynie malutką szafkę z lusterkiem i za nim mieściły się jedynie kosmetyki do twarzy, antyperspirant, płatki kosmetyczne i patyczki do uszu. Reszta walała się pod zlewem, a do tego dochodziły ubrania ściągnięte przed myciem - istny bajzel. Teraz już jest porządek:)
Moje lakiery do paznokci prezentują się dokładnie tak samo! Z tym, że uwielbiam klasyczną czerwień i to ona jest moim kolorem bardziej szalonym. Z nudziaków lubię mleczne, pół-kryjące lakiery. Takie same odpowiedniki też mam w wersji hybrydowej.
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o kosmetyki, to już mam za sobą etap ostrej ascezy i posiadania jednej sztuki danego kosmetyku [zazwyczaj to ta sztuka używana]. Mam też za sobą bany zakupowe i limity finansowe. Jestem jednak kobietą, lubię dbać o siebie, lubię kosmetyki. Pracuję, zarabiam pieniądze, w pracy poniekąd mój wygląd stanowi moją wizytówkę, więc muszę kolokwialnie mówiąc 'wyglądac'. Nie mam nic złego w posiadaniu 2 czy 3 balsamów do ciała, jeśli ich używam i dobrze mi służą [słowo klucz - używam]. Co innego, gdbym miała ich 20, każdy napoczety, połowa zepsuta i zważona. Lubię różnorodność i lubię wybór. Często kupuję online, więc lubię stosować zasadę +1 w kosmetykach częstego użytkowania. Zakupy kosmetyczne stacjonarne robię zazwyczaj raz, a porządnie [dla siebie, męża, do domu]. Przygotowuję listę koniecznych rzeczy i tego, co się kończy, korzystam z promocji / ofert / kuponów zniżkowych / programów lojalnościowych i wtedy duże i PRZEMYŚLANE / DOBRZE ZAPLANOWANE zakupy wychodzą niejednokrotnie o wiele taniej, niż bieganie po kończące się sztuki co kilka dni.
Myślę, że warto zachować zdrowy rozsądek w ilości kosmetyków. Ja np. nie maluję się mocno, więc nie potrzebuję 5 palet szałowych, kolorowych i wyszukanych cieni. I nie mam ani jednej. Ale mam kilka sztuk cielistych cieni do powiek i są w stałym użyciu. Trzeba znać swoje możliwości i potrzeby i mądrze robić zakupy, tudzież tzw. w blogosferze 'zapasy'. Chociaż nie nazwałabym zapasami trzymania dodatkowego szamponu, odżywki, żelu pod prysznic i pasty do zębów [etc.] bo są to rzeczy pierwszej potrzeby.
Też uważam, że zadbany wygląd zewnętrzny dodaje kilka punktów do profesjonalizmu i popieram:) Sama też właśnie dlatego częściej się maluje, czy stylizuję włosy na okrągłą szczotkę. Tak to mogę iść bez makijażu i w kitce i czuję się spoko!
UsuńTak, widziałam u Ciebie, że kupujesz +1, ale w zakupach internetowych to ma sens - to nawet bardziej ekologiczne. Ale znowu poruszamy się po strefie bardzo lubianych produktów i użytkowych na co dzień jak żel pod prysznic:)
Ja niestety jestem za leniwa w balsamowaniu, a balsamy jakimś dziwnym trafem dostałam kilka sztuk już rok temu i opornie mi idzie ich używanie:P
jeśli chodzi o lakiery to obecnie mam ich około czterdziestu, ale używam na bieżąco więc myślę, że spoko.
OdpowiedzUsuńJeśli używasz - nie widzę w tym nic złego:)
UsuńCzytałaś może książkę "Magia sprzątania"? Króluje teraz i dużo się o niej pisze. Ja już zdążyłam ją kupić i przeczytać. I z tego co czytam u Ciebie na blogu to są podobne rady jak z książce, jeśli chodzi o kupowanie nowych rzeczy. Ale przechodząc dalej.. Autorka poleca zabrać się za generalne sprzątanie i wyrzucić wszystko co nie przynosi nam radości. I odradza też wyrzucanie 365 rzeczy, a segregacje właśnie na te które dają radość i radości nie dają. Myślę że jeśli nie czytałaś, to moglabys się nią zainteresować. :-) dzielnie przyglądam się i czytam o Twoim minimalizmie i sama chciałam przejść przez to 365rzeczy do wyrzucenia/oddania. Ale idea która ma autorka tej książki poprostu wydaje mi się lepsza. Broń boże nie jest to żadna reklama.. po prostu mi się skojarzyło, a że czytałam to mogę polecić. :-)
OdpowiedzUsuńNie czytałam tej książki, chociaż przeglądałam ją w empiku;P Ja się obawiam tego, że gdybym wyrzuciła wszystko na środek pokoju to bym się zniechęciła, więc do zmian podchodzę stopniowo - bo chcę się czuć w tym komfortowo. Po za tym są rzeczy, które nie do końca dają radość np. bluzka noszona już kilka lat, chętnie zamieniłabym ją na nową ale skoro jeszcze nadaje się do noszenia bo nie jest zniszczona, poplamiona i fason jest ok, to noszę dalej. Planuję jej zastępstwo na nową. Ale mam też listę priorytetów co muszę kupić w pierwszej kolejności:)
UsuńJeśli będę miała możliwość to z chęcią przeczytam tą książkę, bo może i ja dowiem się czegoś nowego? :)
Ja do tych rad podeszłam z dystansem. Dla mnie także wyrzucenie wszystkiego na środek nie miało sensu.. ale powoli pożegnałam się z ubraniami, które kupiłam a np. miałam na sobie raz i niechętnie je nosiłam. :)
UsuńJedno co na pewno zostanie ze mną na dłużej, sposób w jaki układa/składa się ubrania. Na youtube można znaleźć kilka filmów tej autorki.. i szczerze mówiąc początkowo byłam sceptycznie do tego nastawiona, ale jak złożyłam skarpetki... i postawiłam je pionowo koło siebie to byłam zdziwiona ile wolnego miejsca w szufladzie mi zostało i jak przejrzyście idzie wyciągnąć parę skarpetek... Nie mówię już o spodniach! Akurat w komodzie z szufladami jest to bardzo wygodne, nie wiem jak z pułkami w szafie. Zrobiło mi się tyle miejsca wolnego... gdzie normalnie miałam ubrania w dużej szafie tak teraz mieszczę się w niewielkiej komodzie i jeszcze mam wolne miejsca. Świetna sprawa.. :)
Cudownie jest patrzeć na to jak Twój blog ewoluował, świetne zmiany! jeśli chodzi o lakiery do paznokci/hybrydę to też pozbyłam się już większości kolorów, bo i tak używam najczęściej czerwieni albo nudziaka. Fajnie jest czasem zrobić sobie bordo, czy róż, ale nie mam już ochoty na paletę barw na swoich dłoniach, jak kiedyś.
OdpowiedzUsuńOgromnie mnie to cieszy, że zmiany również innym przypadły do gustu:)
UsuńHehe jak miałabym kaprys na inny kolor to już lepiej udać się na manicure - bo to dodatkowe rozpieszczanie, niż gromadzić kolejne buteleczki emalii na jedną okazję;)
Ja też ostatnio stosuję tylko odżywkę. Czekam na post, który zapowiedziałaś bo jestem ciekawa jakiej stosujesz, ja wypróbowuję Bielendę :)
OdpowiedzUsuńOdżywka jest z Nail Tek chyba II do paznokci potrzebujących nawilżenia;) Wkrótce o niej napiszę więcej, może w przyszłym tygodniu jak będę na urlopie w górach, bo zdjęcia mam już przygotowane;)
UsuńOch, jeśli chodzi o lakiery, to u mnie zero minimalizmu. Ze wszystkimi innymi rzeczami się pilnuję, ale lakierów mam pierdyliard :D Ale dobrze się z tym czuję i nie narzekam. Dla mnie to hobby, kolekcjonowanie. Lubię te buteleczki oglądać, układać. A i maluję paznokcie średnio 3 razy w tygodniu, zazwyczaj używam kilka lakierów na raz (bo zdobienia) i parę już zdenkowałam, a w ulubieńcach widać wyraźne zużycie. W ogóle mimo kolekcji liczącej 200+ sztuk nigdy nie kupiłam dwa razy podobnego lakieru! Doskonale pamiętam jakie odcienie już mam. No i teraz mało co kupuję, bo trudniej wskazać kolor, którego nie mam ;)
OdpowiedzUsuńTego się mogłam po Tobie spodziewać! Nie krytykuje, widzę, że Cię to kręci! Kiedyś też z taką pasją zdobiłam i malowałam paznokcie, teraz zapał mocno osłabł.
UsuńMoja kolekcja mocno się zmniejszyła i zostają ze mną praktycznie same ulubione lakiery, które nie tylko kolorem, ale i jakością oraz komfortem malowania mi podchodzą. Do dwóch zejść bym raczej nie potrafiła, chyba że kiedyś będzie tego wymagała ode mnie praca :) Ale póki co mam swoją wesołą gromadkę, którą lubię i regularnie używam. Mam też ochotę dołączyć do niej nową kostkę Essie, ale jeszcze to przemyślę. Kusi bardzo, a miniatury sprawdzają się u mnie świetnie, więc nie wykluczam :)
OdpowiedzUsuńCo do zamiennika nudziaka ja bym skierowała kroki w stronę Golden Rose :)
pozdrawiam, A
Świetna sprawa. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńŚwietna sprawa. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńJa się nigdy nad tym nie zastanawiałem, gdyż ja raczej nie korzystam z tylu kosmetyków co kobiety. Mogę powiedzieć, że peeling do ciała https://eveline.pl/cialo/rodzaj/peelingi-do-ciala na pewno musi być dobry, gdyż widziałem go ostatnio u mojej żony w kosmetyczce.
OdpowiedzUsuń