Zużyte | Catrice, Garnier, Larens, Lush, Mazidla, Organique, Pixie Cosmetics, Zelens
Nareszcie! Po tych zawirowaniach pogodowych wyszło słońce i w pełni czuć, że jest wiosna. Włożyłam już nawet sukienkę bez rajstop i nie potrzebuję okryć wierzchnich. Co prawda przemieszczam się głównie samochodem, ale już bliżej lata niż zimy. Z samochodem też miałam niezłe przygody i już kilka razy w tym roku wylądował u mechanika, a najprawdopodobniej to jeszcze nie koniec naprawiania usterek. Mam już serdecznie dosyć. Chociaż samochód to też ogromna oszczędność czasu, ale i sposobność przemieszczenia się w różne zakątki.
Jednak nie o tym ma być dzisiejszy post, a o produktach zużytych, mini recenzje lub aktywne link do recenzji, jeżeli taka pojawiła się na blogu wcześniej. Będzie też o kosmetykach, które je zastąpiły, a może zakupiłam ponownie? Zacznijmy od lewej strony widocznej na fotografii.
Larens - dermo wash face and body 250 ml. Przyznaję, że żel ten kupiłam spontanicznie na "wyspie" z naturalnymi kosmetykami. Był akurat w promocji -50%, bo miał już krótki okres ważności. Cena początkowa to prawie 80 zł i gdyby nie promocja, nie podjęłabym tak szybko tej decyzji. Zakupiłam go z myślą o myciu twarzy, ale również suchej skóry mojego i małżonka ciała. Według producenta przeznaczony jest dla skóry skłonnej do trądziku (tak jak moja), z problemami alergii skóry i wrażliwej. Przez zawartą ectoine, alantoine, olej arganowy, ekstrakt z aloesu ma nawilżać, łagodzić podrażnienia i zaczerwienienia. Żel okazał się po prostu przeciętny. Ani jakoś wyjątkowo pielęgnujący, ani szkodzący. Z racji, że jest w opakowaniu z pompką, łatwo się z niego korzysta i jest wydajny. Raczej nie planuję powrotu. Zakupiłam za to sprawdzony już przeze mnie żel Organique z serii basic.
Garnier - płyn micelarny 400 ml. Ponownie w mojej łazience, kiedyś był nawet moim ulubieńcem <recenzja>. Coś mi się wydaje, że nawet widziałam ostatnio w jeszcze większych pojemnościach. Od jakiegoś czasu staram się kupować kosmetyki marek nietestujących swoich produktów na zwierzętach i niestety Garnier do niej się nie zalicza. Po prostu nie miałam innego wyboru i padło na sprawdzony już produkt. Obecnie zastępuje go płyn micelarny różany marki Evree.
Zelens - flirt mascara 9 ml. O tym tuszu pisałam więcej w poście o moim codziennym makijażu. Po upływie ponad 4 miesięcy zaczęły tworzyć się malutkie grudki podczas aplikacji kolejnej warstwy na rzęsach. A ja zawsze aplikuję 2- 3 cienkie warstwy, by ładnie rozczesać i równomiernie pokryć tuszem rzęsy. W jej zastępstwo powrót do mascary Physicians formula.
Catrice - Glam & Doll False Lashes Mascara 9,5 ml. Ta maskara gdzieś się zawieruszyła w szufladzie, stosowałam ją jeszcze przed Zelens. Ma fajną silikonową szczoteczkę w kształcie, jaki lubię, zapowiadało się dobrze, ale bez spektakularnych efektów na rzęsach. Oraz szybko zaczęła wysychać. Marka Catrice nie testuje na zwierzętach.
Garnier - płyn micelarny 400 ml. Ponownie w mojej łazience, kiedyś był nawet moim ulubieńcem <recenzja>. Coś mi się wydaje, że nawet widziałam ostatnio w jeszcze większych pojemnościach. Od jakiegoś czasu staram się kupować kosmetyki marek nietestujących swoich produktów na zwierzętach i niestety Garnier do niej się nie zalicza. Po prostu nie miałam innego wyboru i padło na sprawdzony już produkt. Obecnie zastępuje go płyn micelarny różany marki Evree.
Zelens - flirt mascara 9 ml. O tym tuszu pisałam więcej w poście o moim codziennym makijażu. Po upływie ponad 4 miesięcy zaczęły tworzyć się malutkie grudki podczas aplikacji kolejnej warstwy na rzęsach. A ja zawsze aplikuję 2- 3 cienkie warstwy, by ładnie rozczesać i równomiernie pokryć tuszem rzęsy. W jej zastępstwo powrót do mascary Physicians formula.
Catrice - Glam & Doll False Lashes Mascara 9,5 ml. Ta maskara gdzieś się zawieruszyła w szufladzie, stosowałam ją jeszcze przed Zelens. Ma fajną silikonową szczoteczkę w kształcie, jaki lubię, zapowiadało się dobrze, ale bez spektakularnych efektów na rzęsach. Oraz szybko zaczęła wysychać. Marka Catrice nie testuje na zwierzętach.
Organique - balsam modelujący / cellulit 150 ml. Bardzo polubiłam tę serię kosmetyków Organique, mają przyjemną lekką konsystencję. Szybko się wchłaniają, nie pozostawiając tłustej warstwy na skórze. Dzięki czemu chętnie po nie sięgam również rankiem bezpośrednio po prysznicu. Tym balsamem smaruję praktycznie całe ciało, lubię sposób, w jaki je nawilża, skóra jest wtedy taka miękka w dotyku nawet następnego dnia i po myciu. Nie jest to tak, że wierzę ślepo we właściwości modelujące, antycellilitowe. Uważam, że najważniejsza jest dieta, aktywność fizyczna, a pielęgnacja balsamami, żelami czy masażerami to tylko uzupełnienie. Jednak jak mam już czymś smarować skórę, to lubię te produkty, które zawierają składniki aktywne (tu: olej sezamowy, kofeina, imbir, ekstrakt z czerwonej herbaty) ujędrniające/modelujące. Nie mam problemu z cellulitisem, mam za to rozstępy na udach, biodrach, pupie już od wczesnego wieku dojrzewania. A takie kosmetyki w połączeniu ze wspomnianą już dietą i ćwiczeniami przynoszą fajne efekty napięcia skóry, że rozstępy są mniej widoczne. O moim zadowoleniu najlepiej przemawia fakt, że zakupiłam ponownie ten sam produkt.
Mazidla - Ekologiczny olej konopny 30 g. Zakupiłam z myślą o łuszczycowej skórze małżonka. Aczkolwiek w tym celu się nie sprawdził, stosowany solo powodował reakcję odwrotną od zamierzonej, zamiast łuski zmiękczać i usuwać - nawarstwiały się. Nic nie szkodzi, olejek zużyłam, wcierając w suche miejsca na skórze mojego ciała, wieczorem już na lenia w łóżku. Nie tłuści mocno i nie brudzi. Zapach ziołowy, delikatny, niedrażniący. Nie planuję ponownego zakupu.
Lush - maseczka do twarzy oatifix 50 ml. I tutaj wychodzi moje największe lenistwo, jestem tak nieregularna w stosowaniu maseczek do twarzy, że część tej świeżej maseczki zwyczajnie w świecie uległo przeterminowaniu. Myślę, że gdyby nie konieczność trzymania kosmetyku w lodówce korzystałabym z niej częściej. A tak cały proces ogrzewania maski przed aplikacją się wydłużał. Raz nałożyłam maskę zimną, ale niestety nie mogę tak robić przy mojej alergii na zmiany temperatur, bo cała twarz i dekolt momentalnie była w pokrzywce idiopatycznej. Wyglądałam, jakbym wpadła w pokrzywy, czerwona i swędząco-boląca skóra to nie jest efekt upiększający, na jaki liczyłam. Pewnie nie kupię ponownie, ponieważ dostęp do kosmetyków marki Lush mam ograniczony. Chociaż bardzo podoba mi się polityka marki. Produkt wegański. Zastąpiła ją maseczka z białej glinki Organique.
Pixie Cosmetics - mineralny puder matujący 3,5 g. Produkt doczekał się recenzji i prezentacji na skórze tutaj. Stosowałam go praktycznie każdego dnia przed 5 miesięcy. Dobrze matowi skórę pokrytą podkładem mineralnym. Z kremem BBB Naturative myślałam, że nie współpracuje za dobrze, ale zmieniając sposób aplikacji, zamiast pędzlem aplikując gąbeczką Beauty Blender mat wytrzymywał przez cały dzień. Czasami takie małe zmiany, a ogromna różnica. Opakowanie "solniczka" to super rozwiązanie na wyjazdy, gdy chcemy zminimalizować ilość/wielkość kosmetyków, którą ze sobą zabieramy. W zastępstwie puder prasowany Bikor - tokyo po recenzji Hexxany.
To na dzisiaj wszystko. Mogę już zdradzić, że kolejny post to będzie foodbook - czyli to, co jadłam w ciągu jednego dnia, bez laktozy i bez mięsa. Bo zdjęcia do niego mam już przygotowane. Trzymajcie się!
Lush - maseczka do twarzy oatifix 50 ml. I tutaj wychodzi moje największe lenistwo, jestem tak nieregularna w stosowaniu maseczek do twarzy, że część tej świeżej maseczki zwyczajnie w świecie uległo przeterminowaniu. Myślę, że gdyby nie konieczność trzymania kosmetyku w lodówce korzystałabym z niej częściej. A tak cały proces ogrzewania maski przed aplikacją się wydłużał. Raz nałożyłam maskę zimną, ale niestety nie mogę tak robić przy mojej alergii na zmiany temperatur, bo cała twarz i dekolt momentalnie była w pokrzywce idiopatycznej. Wyglądałam, jakbym wpadła w pokrzywy, czerwona i swędząco-boląca skóra to nie jest efekt upiększający, na jaki liczyłam. Pewnie nie kupię ponownie, ponieważ dostęp do kosmetyków marki Lush mam ograniczony. Chociaż bardzo podoba mi się polityka marki. Produkt wegański. Zastąpiła ją maseczka z białej glinki Organique.
Pixie Cosmetics - mineralny puder matujący 3,5 g. Produkt doczekał się recenzji i prezentacji na skórze tutaj. Stosowałam go praktycznie każdego dnia przed 5 miesięcy. Dobrze matowi skórę pokrytą podkładem mineralnym. Z kremem BBB Naturative myślałam, że nie współpracuje za dobrze, ale zmieniając sposób aplikacji, zamiast pędzlem aplikując gąbeczką Beauty Blender mat wytrzymywał przez cały dzień. Czasami takie małe zmiany, a ogromna różnica. Opakowanie "solniczka" to super rozwiązanie na wyjazdy, gdy chcemy zminimalizować ilość/wielkość kosmetyków, którą ze sobą zabieramy. W zastępstwie puder prasowany Bikor - tokyo po recenzji Hexxany.
To na dzisiaj wszystko. Mogę już zdradzić, że kolejny post to będzie foodbook - czyli to, co jadłam w ciągu jednego dnia, bez laktozy i bez mięsa. Bo zdjęcia do niego mam już przygotowane. Trzymajcie się!
I ja bardzo lubię płyn micelarny marki Garnier :)
OdpowiedzUsuńKultowy płyn micelarny z Garnier powoduje u mnie efekt ekstremalnego wysuszenia skóry pod oczyma i na całej twarzy :( Jeżeli już decyduje się ba zakup płynu micelarnego to jest to Bioderma H2O - pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńBardzo mi przykro. Biodermę miałam, ale trochę mi szkoda przepłacać, na razie moim faworytem jest Sylveco:)
UsuńLubię Pixie kapok i płyn micelarny Garniera. Ten Evree się u Ciebie sprawdza?
OdpowiedzUsuńTak, zmywa dobrze i nie podrażnia skóry wokół oczu. Głównie używam do demakijażu oczu.
UsuńBo miałam niebieską wersję i piekła mnie niesamowicie...
UsuńNo ja właśnie poszukuję mascary idealnej! :)) Ehhh, ciężko taką znaleźć :)
OdpowiedzUsuńNiestety żadnego z tych kosmetykach nie znam...
OdpowiedzUsuńHej, dla mnie olej konopny to najlepszy składnik mieszanki olejowej do ocm - jest lekki i nie zostawia tłustej warstwy po zmyciu, mieszam go z jojobą 50/50 i jest idealny do mycia twarzy dla cer problematycznych jak moja :) Pozdrawiam wiosennie :)
OdpowiedzUsuńJedyny produkt z powyżej zużytych, który znam to płyn micelarny Garniera. Osobiście mogę polecić Lipowy Syveco - naturalny i skuteczny w działaniu. O żelu Larens nie słyszałam nigdy, a na maseczkę z Lusha mam chęć, ale z powodu braku dostępności w Polsce, na razie ją sobie odpuszczam.
OdpowiedzUsuńwww.duochrome.blogspot.com
noo jest w czym wybierać :) Fajne denko ;D
OdpowiedzUsuńja jeszcze tego garniera nie mialam :) teraz uzywam z vianka z siemieniem lnianym i jest spoko, ale mam sporo miceli w zapasie
OdpowiedzUsuńTo co ja mogę poradzić w związku ze skórą łuszczycową to zakup naturalnego kolagenu rybiego (tylko trzeba znaleźć ten najzwyklejszy). Nałożony na skórę bardzo dobrze zmiękcza i po zmyciu usuwa delikatnie łuski. Polecany również na ciemieniuchę u dzieci:)
OdpowiedzUsuńJa produktów naturalnych do mycia nie stosuje, gdyż zawierają związki myjące które w połączeniu ze sobą dają o wiele gorsze skutki niż SLES+ Betaina. Od jakiegoś czasu przekonywałam się o tym na własnej skórze.
U mnie niestety na większość produktów alergia :(
OdpowiedzUsuńGarniera nie lubię, za to Pixie już tak. Nie słyszałam wcześniej o pokrzywce idiopatycznej, współczuję takich reakcji :/
OdpowiedzUsuń