Codzienność
Jest już połowa stycznia, nie lubię gadania, jak ten czas zasuwa, jak go mam mało. Mam go całkiem sporo, ale, pomimo że lubię to całe blogowanie, spędzam ten czas inaczej. Czasami robię sobie nawet godzinną drzemkę z Perunem pod kocem, bo mam czas i pielęgnuje w ten sposób nasze stare zwyczaje, te przed Findkiem w naszym życiu (kto jeszcze nie wie, to moje kocury).
Byłam na nartach biegowych, cieszyłam się jak dziecko, trochę świrowałam, dwa razy zaliczyłam glebę, ale to nic, leżałam na śniegu i głośno się śmiałam... Uwielbiam śnieżną zimę, pomimo że muszę odśnieżać samochód, czasami nawet 5 razy dziennie (a może i więcej), nawet gdy zakopuję się kołami w śniegu i potrzebuję męskiej pomocy, by wypchnąć moje niewielkie autko. Uśmiecham się na widok dwumetrowego bałwana przypominającego Olafa z krainy lodu, stojącego koło bloku moich rodziców, ulepionego przez sąsiadów, dla ich małoletnich dzieci... Czy to nie fajne, że rodzice mają czas dla swoich dzieci? Że jeszcze im się chce wysilić i spędzić ten czas na świeżym powietrzu?
Regularnie 2 razy w tyg. chodzę na jogę, ciesząc się jak dziecko z każdych małych postępów. Mamy już całkiem fajną, zgraną ekipę, same babki, z którymi sobie żartujemy na różne tematy. Niektórym coś wychodzi lepiej innym trochę gorzej. Znam swoje słabości i swoje mocne strony. Są na zajęciach i lepsze ode mnie - moja kuzynka, trochę jej tego zazdroszczę, ale tak wiecie nie groźnie:P Nie podaję się i pracuję nad sobą, chciałabym czasami szybciej, więcej, ale wiem, że wymaga to więcej czasu, cierpliwości... To taki trening nie tylko ciała, ale w dużej mierze duszy, umysłu? Nie wiem jak to ubrać w słowa...
Dalej uczę się angielskiego, przerabiając tam jakąś książkę, jako pretekst i temat do konwersacji, idzie mi całkiem nieźle, ale prawdziwy sprawdzian czeka mnie w marcu, gdy lecę na kilka dni do Irlandii. Sama, bez męża (który nieraz mnie wyręcza w mówieniu po ang.), na wieczór panieński przyjaciółki. W ogóle chciałabym więcej podróżować, chociażby na weekend, albo nawet na pół dnia wyskoczyć gdzieś za miasto. Nie czekać do wiosny, nie czekać do lata. Wiem, że takie odkładanie na później nie wychodzi mi na dobre...
Czytam książki, pewnie dziś wieczorem skończę 3 w tym roku. Nie chodzi mi o żadne wyścigi, wyzwania, czytam, bo lubię, a jak coś mnie wciągnie to wolę czytać niż oglądać głupoty w tv czy internecie... Kryminały to zdecydowanie mój ulubiony gatunek. Nie wiem, czy polecać coś szczególnie, każdy ma inny gust, to trochę jak z kinem, w rozrywce nie zawsze szukam samych ambitnych i najwyższych lotów projekcji.
Śmieję się sama z siebie, "starzeję się", bo wieczorami gotuję na następny dzień, albo piekę ciastka z tego, co aktualnie mam w kuchni. Testuję nowe przepisy, wracam do ulubionych... O tym wszystkim i nie tylko,chciałabym Ci napisać niebawem, ale nie obiecuję, nie umiem, nie wiem, czy życie tu i teraz nie zwycięży nad spędzeniem tych kilku godzin nad klawiaturą...
Najważniejsze, żebyś żyła i spędzała każdą chwilę w zgodzie ze sobą, nawet jeśli masz ochotę leniuchować pod kocykiem z herbatką przez dwa dni, nawet, jeśli przez to nie napiszesz posta na bloga, czy nie zrobisz czegoś innego. Liczą się małe przyjemności, drobne radości, cokolwiek, co sprawia, że czujesz się szczęśliwa :)
OdpowiedzUsuńWiadomo, tylko łapię się na tym, że tyle bym chciała opowiedzieć, ale jak mam już zasiąść do klawiatury to wzywa mnie życie hehe;P
Usuńja też ostatnio uskuteczniam leniuchowanie pod kocem. Viki mi czasem pozwala :)
OdpowiedzUsuńSuper;) A Viki jeszcze śpi w ciągu dnia?
Usuńnieeee... przestała spać w ciągu dnia jak miała półtora roczku. po prostu kiedy ja czuję, że muszę się na chwilę położyć, siada koło mnie, przytula się i grzecznie ogląda bajki przez te pół godzinki :)
UsuńSuper! Wie, że Mama potrzebuje trochę odpoczynku:)
UsuńAle przyjemnie! ;) Dobre podejście do filmów :)
OdpowiedzUsuńBo po co się spinać;) A jak do kina można iść już za 12-14 zł to czemu nie;)
UsuńMnie cieszy to jaka Twoja codzienność jest po prostu zwykła, taka ludzka, taka realna, taka namacalna.
OdpowiedzUsuńBrzydko mówiąc ale prosto z mostu- rzygam już tymi wszystkimi blogami gdzie każde zdjęcie jest wystylizowane, 10 x przerobione a do tego są na nim rzeczy na które taki przeciętny śmiertelnik sobie nie pozwoli.
Ten kult rozwoju, minimalizmu ale z samymi ekskluzywnymi rzeczami, kult uroczego macierzyństwa gdzie dzieci bawią się drewnianymi zabawkami z milionem atestów...
Długo by wymieniać...
Przychodząc do Ciebie mam namacalnego człowieka, ani lepszego ani gorszego po prostu równego i takiego "mojego" <3.
Dziękuję, że są takie miejsca w sieci !
Ale mi miło! :) Pewnie, też lubię oglądać ładne obrazki, ale nie chce mi się tak tego wszystkiego stylizować, upiększać do zdjęcia. Moje życie jest jakie jest, jak widać i mi tak dobrze:)
UsuńPozdrawiam gorąco!
Świetnie opisana celebracja małych momentów :)
OdpowiedzUsuńTak trzymaj!
Dziękuję;)
UsuńŚwietny post Bogusiu :) Z niecierpliwością czekam na kolejne Twoje posty o codzienności - pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńPewnie się pojawią:)
Usuńwow 3 książki w rok ?? :) Noo noo robi to wow :) kotki fajne ;) ja mam chomiczka ;)
OdpowiedzUsuńW ubiegłymczyli (2016) przeczytałam 25 książek, a teraz w styczniu już 3 :)
UsuńChomika nigdy nie miałam, moi rodzice byli zawsze przeciwko takim zwierzakom (Mama panicznie boi się myszy). A teraz mam swoje kocury;)
Bardzo ładny wpis. Sama łapałam się na odkładaniu wszystkiego na później i czekaniem na lepsze okoliczności i potem miałam pretensje do siebie i wszystkich, że każdy dzień jest taki sam. Ale troche nad tym popracowałam, podpowiem, że wartą uwagi jest tzw. metoda 5s, albo system 5s. To co prawda sposób na zarządzanie przedsiębiorstwem, ale jego zasady są dość uniwersalne, podobnie jak 5 why. :)
OdpowiedzUsuń