Zakupy przez internet to zło.

To nie tak, że wszystkie zakupy przez internet uważam za złe. Karmę dla kota, żwirek i inne akcesoria zawsze kupuję przez internet, bo dobrej jakości mogę mieć o kilka-kilkanaście złotych taniej niż stacjonarnie. A na dodatek kurier przyniesie mi do drzwi (na drugie piętro) 10 kg suchej karmy i drugie tyle żwirku plus kilkanaście 200 gramowych puszek. Zabawki czy książki też opłaca się kupować przez internet, przekonałam się o tym niejednokrotnie po wcześniejszym zbadaniu rynku.

Dzisiejszy tytuł posta to taka męcząca mnie od kilku dni myśl. 

Wiesz, długo opierałam się ofertom wysyłanym przez newslettera na mojego maila. Od-subskrybowałam część sklepów, których asortyment mnie już nie interesuje. Niektóre maile automatycznie kasuję "bo nic aktualnie nie potrzebuję", inne przeglądam, ale dochodzę do wniosku "wszystko obecnie mam, nie będę robić zapasów" bo widzę, że promocje pojawiają się cyklicznie co jakiś czas itd. Ale w niektórych sklepach internetowych istnieje opcja "poinformuj mnie, gdy produkt będzie dostępny". 

I kliknęłam tak przy olejku do ust Clarins, który bardzo polubiłam i namiętnie jakkolwiek to idiotycznie brzmi stosowałam od września do listopada. Nic tak jak on nie dawał mi uczucia komfortu, nawilżenia i trwałości na moich suchych z natury ustach. Chociaż ta suchość może też być związana z za małą ilością przyjmowanych dziennie przeze mnie płynów, ale nigdy nie byłam na tyle regularna by sprawdzić, czy to aby nie jest prawdziwą przyczyną. W każdym razie o tym błyszczyku/olejku nie pisałam zbyt wiele na blogu, bo jest on w Polsce w sklepach stacjonarnych już dawno niedostępny. Występował jako produkt sezonowy, a ja swoją sztukę przywiozłam ze Szwecji. Drugi fakt, to nie jest tani produkt: 85 zł za 2-3 miesiące stosowania, to dla mnie trochę dużo. 

Rozumiesz, że ten czynnik ograniczonej dostępności zapewne zwiększa atrakcyjność kosmetyku i chęć przeze mnie posiadania. Weszłam na stronę, myślę sobie, jest dostępny - biorę! Wsadziłam do wirtualnego koszyka i kolejna myśl plącze się po głowie, a może weź drugi na zapas! Kliknęłam. No to do darmowej wysyłki brakuje jeszcze 20 zł, może poszukam co tam mają jeszcze ciekawego. Oczywiście w ofercie Clarins raczej nie znajdziecie nic za 20 zł! 

To weszłam w zakładkę "promocje". Pech chciał, że jest wyprzedaż świątecznych zestawów w naprawdę atrakcyjnych cenach. Miałam już okazję poznać kilka produktów, zastosować na skórze i nawet miałam ochotę je kupić - kiedyś w przyszłości. Ale aktualnie nic nie potrzebuję! No dobra, ale może wezmę na zapas? 

Przy zakupach powyżej 250 zł dodają kosmetyczkę z różem do policzków, miniaturą błyszczyka i kredką do oczu gratis - oferta limitowana! Oraz regularna - 3 próbki produktów gratis (odpowiadające 10% pełnowymiarowego kosmetyku), do koloru do wyboru, sama wybierasz czy do demakijażu, czy do pielęgnacji twarzy a może z pośród produktów do ciała. Przecież tyle produktów chciałam wypróbować! 

Opłaca się prawda? 

Guzik prawda! Rachunek opiewa już na ponad 400 zł, na produkty na zapas, które przy dobrych wiatrach zacznę stosować za 2-3 miesiące. No może róż bym napoczęła i błyszczyk od razu, bo ciekawość, ale wtedy to co używam aktualnie poszłoby w odstawkę. 

Marketingowcy wiedzą co robią! Jak nakręcić spiralę sprzedaży, by biznes się kręcił. Podziwiam ich za to i żałuję, że sama czegoś nie sprzedaję. Bo brałabym z nich przykład, by hajs na moim koncie rósł w tak zawrotnym tempie, jak suma w wirtualnym koszyku. 

Wiesz, odnoszę wrażenie, że przez internet łatwiej popłynąć. To tylko kilka kliknięć palcem, a pieniądze już są zaksięgowane. Do zwykłego sklepu pierw muszę pójść (a nawet pojechać), sięgnąć po produkt z półki, włożyć go do koszyka, pomaszerować do kasy, wyciągnąć portfel z torebki, z portfela gotówkę (lubię gotówkę, widzę od razu ile mam, ile wydałam) i oddać pani kasjerce. A dla kaprysu to ja do Centrum Handlowego nie jeżdżę, nie chce mi się marnotrawić tak czasu, wolę inne formy relaksu. 

Nie kliknęłam: zamów i zapłać. Wyłączyłam stronę iksem w prawym górnym rogu. Zdrowy rozsądek wygrał. I nawet nie kupię tego błyszczyka/olejku do ust w jednej sztuce, bo mam jeszcze 3 inne napoczęte produkty pielęgnujące usta. Może nie takie super extra, ale są, to grzecznie zużyję. I jak będzie mi dane (dostępne) w przyszłości to może kupię ten produkt, chyba, że do tego czasu entuzjazm opadnie i uznam, że 85 zł to zbyt wiele na 2-3 miesiące smarowania ust. 

Musiałam przelać te myśli na klawiaturę. Spojrzeć z dystansem na promocje. Nie jestem idealna, takich dylematów mam nieraz więcej, innym razem mniej. Cały czas się uczę, w trudnych chwilach przypominam sobie o swoich priorytetach. Teraz się cieszę, że odniosłam kolejny mały sukces, nie uległam pokusie;)

Tymczasem idę po kolejną szklankę wody, zadbam o nawodnienie organizmu, może suche skórki na ustach same znikną? Idę poćwiczę jogę, zrobić coś dla siebie. A Ciebie zostawiam z tym tekstem, refleksją, jak to z Tobą bywa i zakupami przez internet?

Komentarze

  1. miałam taka sama sytuacje tydzien temu ! Na stronie plants for Beauty wyskoczyła mi zniżka -10% ( hah tak wiem ,szaleństwo) ale jako ze próbuje ze przerzucić na naturalny podkład to wciąż szukam ideału ,w zakładkach na komputerze miałam ten ze 100% pure ,promocja wyskoczyła mi na fb ,wchodzę i uwaga:została ostatnia sztuka w moim odcieniu ! Jako ze on jest ciezko dostępy bo ciagle wyprzedany a kosmetyki z tej firmy ciezko kupic w Polsce ,musiałam go kupic. Mam co prawda jeszcze polowe starego podkładu ale jako ze szukam następcy... zamiast 150zl wyszło mi 135zl, widzę tez ze jest premiera nowego odłamu sylveco: vianek. wiec moze jesli juz robie zamowienie to warto kupic żel do mycia twarzy,tonik i płyn do higieny intymnej skoro i tak prędzej czy pozniej bede musiała te rzeczy kupic? jeszcze ten lipowy płyn micelarny z sylveco ciagle chodzi mi po głowie...potem od jakiejś tam kwoty była darmowa dostawa plus opcja wybrania samemu kilku próbek...na koncu wyszło ze miałam w koszyku rzeczy za ponad 350zl :O zdrowy rozsądek wygrał na tyle ,ze wzięłam jedynie ten podkład i skasowałam wszystko inne,uff. koniec końców jestem zadowolona:) razem z przesyłka wyszło mnie 142zl ,podkładu jeszcze nie otwierałam bo ma tylko pol roku ważności i grzecznie czeka w pudełku. Miałam wczesniej próbkę i była bardzo obiecująca:) a oprocz tego zrobiłam zamowienie z biochemii urody ale tu rozsądek wygrał i zamowilam tylko to czego potrzebowałam "na juz" :) masz racje zakupy internetowe mogą byc bardzo zdradliwe ,a orientujemy sie ile wydaliśmy sprawdzając dopiero stan konta...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobrze zrobiłaś kasując całą resztę z zamówienia;) Właśnie o to mi chodziło, że łatwo nawrzucać do wirtualnego koszyka, bo to nowe, a to takie kuszące. Spokojnie nic nie ucieknie, a nowych marek, kosmetyków jeszcze do czasu aż będziesz potrzebować tego danego produktu wyrośnie na rynku jak grzybów po deszczu:P

      Usuń
    2. dokładnie:D az mnie ręce swedzialy zeby to kupic:) a do ust polecam tisane w słoiczku . Nie używałam nigdy tego słynnego nuxe ,ale tisane mi wystarcza

      Usuń
    3. Tisane w słoiczku aktualnie używam, ale suche skórki dalej wiszą co mnie kusi by obgryźć :p

      Usuń
    4. Ja tak miałam ostatnio, ale z ubraniami na Dresslink, chciałam złożyć pierwsze zamówienie takie obiecujące, bo świąteczne promo, bo rzecz warta jakieś 0,04zł no to czemu nie zamówić. Jak zaczęłam dodawać te tanie ubrania to wraz z przesyłką wyskoczyło mi prawie 200zł.. usunęłam wszystko czego nie potrzebowałam i stanęło na 114 z przesyłką. Mega wielki szal, który kupiłam do płaszcza (który swoja drogą kiedyś sobie kupię), póki co noszę do kurtki. Wygodną, luźną sukienkę, bo długo na taką polowałam, a że zgadzała się w stanie rzeczywistym ze zdjęciem to musiałam ją mieć! i komplet dresowy bluza + spódniczka, jak przyjdzie wiosna to do trampek będzie idealny zestaw. Więc za tyle pieniędzy myślę, że te "potrzebne" rzeczy sobie sprawiłam i obecnie odłożę zakupy na pewno do kolejnych promocji świątecznych :P

      Usuń
    5. Mnie nie kuszą takie tanie rzeczy, bo obawiam się o ich jakość, materiały z jakich zostały wykonane. Zamawiałaś już coś tam wcześniej?

      Usuń
  2. Ja staram się nie ulegać takim marketingowym sztuczkom, bo wiem, że dla nich jestem kolejnym baranem do zarabiania kasy. Jeśli czegoś potrzebuje- kupuje, jeśli nie staram się nie robić nic na siłę i zaoszczędzić. Kiedyś waliłam do koszyka wszystko co mi się podobało i nie zdawałam sobie sprawy, że tak naprawdę jest mi to zbędne :) Teraz zdrowy rozsądek zakupowy mi się ukazał i tego wszystkim życzę :D
    Pozdrawiam serdecznie, mój blog/KLIK :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też się staram, ale tak jak napisałam, czasami coś mnie podkusi nie wiadomo czemu. Nawet nie pamiętam, czy miałam wtedy jakiś gorszy dzień czy coś, bo zafiksowałam się na tym wrzucaniu do koszyczka.

      Usuń
  3. Znam to. Doskonale. Na szczęście, od niedawna, u mnie zdrowy rozsądek wygrywa z zachciankami. Owszem, wiele razy skusiłam się na większe zakupy, bo: "darmowa wysyłka", "gratis do zamówienia", "przyda się na zapas" itp... Wymówek jest wiele. Tylko potem człowiek łapie się za głowę, gdy widzi te wszystkie "super okazje" i zapasy, których nie zdąży zużyć. Albo kosmetyki, które się znudziły (przecież są takie), ale my musimy je wykorzystać lub wydać. A kolejne nowości kuszą...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie staram się na siłę zużywać czegoś co jest totalnie do bani, takie kosmetyki wyrzucam, ale jeśli coś jest ok, ale bez szału to już zużyję zanim kupię coś nowego. A nowości, będzie ich jeszcze setki do momentu aż będę potrzebować nowego balsamu do ciała, więc trzeba nabrać dystansu i nie dać się omamić:)

      Usuń
  4. Mogłaś po prostu kupić ten jeden olejek do ust :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mogłam, ale mam jeszcze inne produkty do ust, a wiem że jak będę mieć olejek to reszta pójdzie w odstawke i się jeszcze zdąży przeterminowac

      Usuń
    2. Nie musisz go od razu otwierać :))))

      Usuń
    3. Nie umiem się powstrzymać:p

      Usuń
  5. Za każdym razem gdy mam jakąś zachciankę przeliczam ile godzin swojego życia będę musiała poświęcić na pracę żeby daną rzecz kupić. Już wiele razy powstrzymało mnie to przed kompulsywnymi zakupami,

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tez jest to jakiś sposób ;) pytanie ile jesteśmy w stanie zapłacić za dany produkt?

      Usuń
  6. Zazdroszczę samozaparcia. Nie liczę ile razy dałam się wciągnąć w takie gierki z klientem, ale cóż... jestem uzaleznionanpd wydawania pieniędzy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie zawsze jestem taka twarda:P Jak to groźnie brzmi: uzależniona od wydawania pieniędzy:p

      Usuń
  7. Ostatnio tez tak zrobiłam przy zakupach kosmetycznych. Trzeba zużyć maski do włosów. A jaki żwirek polecasz, zbrylający czy nie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zużywaj, zużywaj:P
      Żwirek zbryla się, ale można go spuścić w toalecie, zamawiam dokładnie ten: http://www.zooplus.pl/shop/koty/zwirek_dla_kota/zwirek_cats_best/zwirek_zbrylajacy_cats_best/30773

      Usuń
  8. Ja mam właśnie na odwrót :) Dużo bardziej kontroluję ile wydaję pieniędzy robiąc zakupy przez internet, niż kupując w stacjonarnych sklepach. Gdy jestem w sklepie bardziej czuję tę atmosferę zakupów, wtedy działam bardziej pod wpływem chwili. Dodatkowo mam możliwość dotknąć, przymierzyć rzeczy, więc jestem pewna co biorę. Przez internet zanim coś kupię zastanowię się 10 razy, przeczytam mnóstwo opinii, przeanalizuję. I zazwyczaj kończy się tak, że nic nie kupuję, bo przypominam sobie, że tak naprawdę nie potrzebuję tak bardzo tych rzeczy. A gdybym była na normalnych zakupach pewnie bym kupiła.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak idę do sklepu stacjonarnego po ubrania, to pierw oglądam w internecie czy tam w ogóle warto iść. A w sklepie sprawdzam już skład, dotykam, przymierzam, sprawdzam szwy itd. :) Z kosmetykami tak samo, wiem po co idę i inne rzeczy nawet jeśli oglądam to nie kupuję od razu, tylko wracam do domu przemyśleć sprawę:)

      Usuń
  9. Dla mnie to prosta sprawa, jeżeli są wolne środki przeznaczone na przyjemności, to dlaczego nie? ;) Lubię robić zakupy via net, to dla mnie ogromna oszczędność czasu - w taki sposób robię zaopatrzenie lodówki/zapasów, czasami ciuchy/buty czy inne produkty. Gdy mam czas i nastrój na zakupy stacjonarne, robię mały rekonesans - niekoniecznie kończy się to finałem przy kasie, podobnie jak z zakupami online.

    Czasami czekam na jakąś okazję do obniżki, ale wtedy działa powiadomienie z listy mailingowej bądź kiedy dany produkt jest ponownie dostępny.

    I jeszcze jedno, tak naprawdę dostęp do sieci podczas zakupów stanowi dla mnie pewien rodzaju wentyl bezpieczeństwa ;) bo mam okazję sprawdzić opinie, poczytać na spokojnie co mówią lub piszą inni. W sklepie, gdzieś tam w tłumie nie zawsze jest dobry zasięg, czasami strona ładowała mi się tak długo że wrzucałam to coś do koszyka i maszerowałam do kasy lub rezygnowałam. Dlatego jeżeli coś lubię, sprawdza mi się i lubię używać/korzystać z danej rzezy, kupuję. I tyle. Bez zbędnej filozofii :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wolne środki na przyjemności są, według naszych założeń/ limitów. Ale w dalszym ciągu nie uzbieraliśmy takiej "poduszki bezpieczeństwa" z oszczędności jaką bym chciała i to blokuje mnie przed takimi zakupami na zapas. Bo myślę sobie, że mogłabym więcej oszczędzić. Tym bardziej, że planujemy pewne zmiany w życiu o których nie pisałam i nie chcę pisać publicznie, dopóki ostateczna decyzja nie zostanie podjęta i nie zostaną poczynione ostateczne kroki.

      Pewnie, że też wypatruję promocji na produkty, które chcę ale korzystam z nich głównie wtedy, gdy najpóźniej za miesiąc miałabym dany produkt otworzyć. Nie chcę znowu zakopać się w zapasach, szczególnie gdy chodzi o twarz. Bo moja jest nieraz tak kapryśna, że może się okazać, że po skończeniu obecnej pielęgnacji będzie potrzebne coś o zupełnie innym działaniu.

      Usuń
    2. Świetny post Bogusiu, bardzo prawdziwy i dający do myślenia, również unikam zakupów na zapas bo w okresie kiedy ten kosmetyk czeka na zużycie coś innego mi się spodoba i w ten sposób robiłam zapasy zapasów-takie błędne koło.

      Usuń
    3. Oj tak zapasy-zapasów:)

      Usuń
  10. Naprawdę zakupy przez internet to zło... Kilka razy dałam się złapać - wydałam kasę na rzeczy których nigdy nie założyłam! Na ekranie wszystko wygląda idealnie - cena, jakość, ilość... A później okazuje się, że płacisz za ciuch, na który w sklepie nie zwróciłabyś uwagi.
    Dlatego przez internet kupuję książki i ewentualnie kosmetyki, które znam a są po prostu tańsze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ubrania przez internet jestem w stanie zamówić dopiero po zobaczeniu/przymierzeniu na żywo.

      Usuń
  11. Reasumując, nie same zakupy przez internet to zło, a tylko nieumiejętność stawiania oporu wszelkim "promocjom". Ale przecież w sklepach stacjonarnych też są promocje. Moim zdaniem trzeba sobie po prostu uświadomić co kogo "zwodzi na manowce" i unikać pokus. Wszystko jest dla ludzi :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapewne w sklepach internetowych te promocje są bardziej przeze mnie dostrzegalne, bo wyskakują okienko za okienkiem? W sklepach stacjonarnych już nie jestem na nie wrażliwa, a gdy proponuje mi coś sprzedawca potrafię odmówić. Komputer nie mówi, nie nakłania, tylko podsyła te promocje jedna za drugą. Tym bardziej rzadko się zdarza, by jednej marki właśnie tej która Cię interesuje było tyle promocji/ gratisów w sklepie stacjonarnym na raz.
      Tak wszystko jest dla ludzi, więc też czasami korzystam z zakupów internetowych, ale w chwili takiego szału wolę już wszystko wyłączyć i tam nie zaglądać przez kilka dni;)

      Usuń
  12. Słuszna decyzja!:) Sama kiedyś też tak zrobiłam. To okropne jak łatwo manipulować zwykłym człowiekiem podczas takich internetowych zakupów.

    OdpowiedzUsuń
  13. Dzielna jesteś;-)
    Ostatnio miałam tak w sklepie anabelle minerals- chciałam tylko Podkład, ale..może dodatkowy pędzel kabuki, może jeszcze flat top, może zestaw w promocji, może wypróbować wersję matującą, może..no i patrzę, a tu 200 zł..
    i wzięłam tylko podkład.
    wiesz, ostatnio przejrzałam wszystkie kosmetyki i od pół roku nie kupuję nic do mycia i jeszcze mam zapasy..o kolorówce już nie chce wspominać.
    więc nie chodzę do rossmanna, nie oglądam "ulubieńców kosmet" na blogach, omijam alejki kosmetyczne w marketach. Jak coś potrzebuję to proszę o konkretną rzecz męża, bo nigdy nie wychodzę z 1 rzeczą.
    Bardzo lubię Twojego bloga, piszesz rozsądnie i do tego ładną polszczyzną, zamówiłam sukienkę, którą polecałaś ;-)pozdrawiam i trzymam kciuki!! Asia-Kasia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wysyłanie męża po kosmetyk to też dobry pomyśl, pod warunkiem, że przyniesie to co chcesz a nie coś innego bo tamtego nie było hehhe:P Mój Tato był dobry w takich zakupach, szukał do skutku:)
      Mam nadzieję, że będzie Ci służyć! Pozdrawiam!

      Usuń
  14. Znam to i od pewnego czasu nie kupuję przez Internet. Bo w ogóle mało kupuję, niewiele potrzebuję. Ostatnio jednak zamawiałam żel z Sylveco, nawaliłam mnóstwo rzeczy do wirtualnego koszyka, ale ostatecznie kupiłam tylko ten żel. Nie wiem, czy to siła woli, czy po prostu styl życia ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hehhe juz styl życia przemawia przez Ciebie :p Ja na szczęście widziałam już w Gdyni Sylveco stacjonarnie, więc nie będę musiała walczyć w sklepie internetowym.

      Usuń
  15. Oj tak, zakupy on-line są wciągające. Siedzisz sobie w wygodnym fotelu, w ciepłym domu, z gorącą herbatą i jedyny wysiłek to scrollowanie strony w dół, czasami kliknięcie przyciskiem myszy. Wrzucasz do koszyka "kilka" rzeczy po czym okazuje się, że jego wartość to prawie 300 zł. Aż tyle nie chcesz wydać, więc zastanawiasz się, co możesz wyrzucić, ale tak by zostało 150 (bezpłatna przesyłka). Pieniądze znikają z konta w tempie ekspresowym, a tym pod koniec miesiąca zastanawiasz się, na co wydałaś podnad 1000 zł. Sama staram się obecnie niewiele kupować, ale czasami po prostu nie mogę się powstrzymać.
    A nawiązując do fragmentu o nawilżaniu ust próbowałaś masełka NUXE Reve de Miel? Polecam. Dobry skład, całkiem niezła cena, świetna wydajność i na prawdę działa, zwłaszcza nałożone grubszą warstwą na noc.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak też myślałam, że to nie tylko mnie ten internet tak kusi:P
      Nie akurat tego masełka z Nuxe nie miałam, miałam sztyft ale był niewystarczający. Być może sięgnę i po masełko, ale pierw zużyję to co mam:)

      Usuń
  16. Zakupy w sklepach internetowych faktycznie mogą być "wciągające" i zgubne dla naszego portfela... Regularnie kupuję azjatyckie na ebay od kilku lat, ale zanim zdecyduję się na konkretny zakup dokładnie planuję co kupię tzn. jakie kosmetyki niebawem się skończą oraz czy ponownie zdecyduję się na ich zakup czy może będzie to nowy kosmetyk. Staram się też nie subskrybować sklepów odzieżowych - pozostawiłam tylko 3 sklepy, ale również dokonuję zakupów tylko kiedy naprawdę jest mi coś niezbędne lub wiem, że w niedalekiej przyszłości posiadaną rzecz będę musiała zastąpić nową, a akurat nadarza się możliwość kupienia danej rzeczy w promocji lub na wyprzedaży - Serdecznie pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na ebay'u nie kupuję, nie mam założonego konta i bardzo dobrze, wtedy te wszystkie zagraniczne produkty byłyby bardziej dla mnie dostępne;P Jak mogę kupuję stacjonarnie przecież jest tyle marek z pośród których można wybierać;) Na azjatyckie kosmetyki już mi chrapka minęła, miałam kilka próbek/miniatur kremów BB ale nie podpasowały mojej cerze.
      Z ubraniami już mnie nie kusi, bo jestem ze swojej garderoby zadowolona w 100% :) Pozdrawiam

      Usuń

Prześlij komentarz

Dziękuję za komentarz. Zachowaj kulturę osobistą, nie obrażaj mnie, ani innych blogerów. Nie wklejaj linków. Masz pytanie - pisz, odpowiem tutaj lub w osobny poście jeżeli temat będzie wymagał rozwinięcia. Zawsze możesz też napisać do mnie maila, a ja najszybciej jak będę mogła odpiszę!