2015 | To był cudowny i przełomowy rok w moim 27 letnim życiu.

Widok z wieży w Beskidzkim Raju.
Cudowny i przełomowy to dwa określenia, które najlepiej opisują miniony rok. Chociaż wcale się tak nie zapowiadało i pierwszy kwartał był dla mnie najtrudniejszy okresem na każdej płaszczyźnie życia o czym już ledwo pamiętam. Lektura, której oddałam się w ostatnich dniach roku: Anny Mularczyk-Meyer "Minimalizm dla zaawansowanych. Jak uczynić życie jeszcze prostszym" pomogła mi określić punkt zwrotnym w moim życiu. Chociaż od autorki jestem młodsza, przez większość książki miałam wrażenie jakbym czytała o sobie samej. Nasze losy są inne, ale jednak pod wpływem różnych sytuacji wyciągnęłyśmy z życia podobne wnioski. Tu i teraz jestem naprawdę szczęśliwym człowiekiem i chcę się tą historią podzielić z Tobą. 

Punkt zwrotny o którym wspomniałam właściwie miał miejsce jeszcze w listopadzie 2014 roku, kiedy to miałam kolizję samochodową. Mężczyzna w wieku mojego ojca wymusił pierwszeństwo na skrzyżowaniu co skończyło się znacznym uszkodzeniem pojazdu i moim podupadnięciem na zdrowiu. Na szczęście poza dokuczliwym bólem kręgosłupa nic poważniejszego mi się nie stało, a samochód w ramach odszkodowania udało się zreperować. A ja z własnej kieszeni udałam się na rehabilitacje kręgosłupa. W tym czasie nawarstwiły się kolejne problemy, niecały miesiąc później rodzice wpadli w poślizg i skasowali swój samochód. Zmarł również mój dziadek, a mój stan psychiczny i lęk przed jazdą samochodem (również jako pasażer) uniemożliwił mi podróż na drugi koniec polski, by uczestniczyć w pogrzebie. 

Byłam naprawdę w fatalnym stanie psychicznym. Ciągle rozmyślałam o życiu i o jego sensie. Z Nowym Rokiem poukładałam sobie w głowie na nowo priorytety i spisałam je na łamach bloga tutaj i wracając dziś do tego postu mogę z radością oznajmić, że udało mi się nimi kierować. Pielęgnować to co dla mnie ważne: rodzina i przyjaciele, zdrowie oraz dom. 

Przez wspomniane zdarzenie żyłam w stresie, zawsze, gdy miałam opuścić dzielnicę na której mieszkam musiałam pokonać nieszczęsne skrzyżowanie. Sprawy odnośnie odszkodowania za moje krzywdy ciągnęły się miesiącami, a ubezpieczalnia uznała to za naturalną kolej rzeczy, za którą nie przewiduje się rekompensaty. Nawet za podjęte leczenie we własnym zakresie, do którego zachęcali. Możecie sobie wyobrazić jaka była w nas złość (we mnie i małżonku), zgłosiliśmy się nawet do odpowiednich osób, zajmujących się odzyskiwaniem odszkodowań. Kiedy to uczyniliśmy, tak jakby część odpowiedzialności spoczęła na innych barkach, byłam już mniej zdenerwowana. Niestety i stamtąd nadeszła odpowiedź, że jedyna walka to droga sądowa. Pomimo zapewnień z wielu źródeł, że na drodze sądowej wygram, nie podjęłam walki. Chciałam już o tym wszystkim zapomnieć, nie chować urazy, odciąć się od negatywnych uczuć. Skupić się w końcu na sobie, na swoim zdrowiu... 

Po szeregu badań na początku maja udało się zdiagnozować dodatkową przyczynę mojego kiepskiego samopoczucia, senności, braku chęci do życia i tycia... Diagnoza autoimmunologiczna choroba tarczycy - niedoczynność. Brzmi  jak wyrok do końca życia a jednak ja poczułam ogromną ulgę. Zaufałam lekarzowi i tym małym tabletkom, które łykam każdego dnia rano. Żartobliwie nazywamy je z mężem "tabletkami mocy", bo już po pierwszej pigułce (być może podświadomie) nabrałam więcej siły. 

Po konsultacji z lekarzem zdecydowałam się na wykluczenie mleka i produktów mlecznych z diety. Od razu ukrócę pytania - nie robiłam testów na nietolerancję laktozy, wystarczył mi fakt, że po wypiciu niewielkiej ilości mleka miałam biegunkę. Po większej ilości wymiotowałam cały dzień, po zjedzeniu twarogu dopadał mnie ostry ból brzucha, a nabiał w innej formie powodował u mnie  niekończące się mdłości (już nawet kilkakrotnie podejrzewałam, że mogę być w ciąży, ale testy i ginekolog rozwiewali moje wątpliwości). O ile po samym wypiciu mleka wiedziałam, że to ono mi szkodzi, nie łączyłam innych objawów z produktami mlecznymi. Po odstawieniu tych produktów, jak ręką odjął wszelkie dolegliwości żołądkowe i liczne objawy skórne. A moja aktywność fizyczna w końcu zaczęła przynosić upragnione efekty. Schudłam do 60 kg, które trzymam do dziś dnia. 

Jeżeli chodzi o dietę, to wykluczenie produktów mlecznych już pozbawia mnie możliwości jedzenia wielu kalorycznych, tłustych i przetworzonych produktów. Zgubienie tych kilku kilogramów okazało się być prostsze niż myślałam. Początkowo obawiałam się, co ja teraz będę jadła, ale moja ciekawość skierowała mnie ku diecie wegańskiej i powoli wcielałam coraz więcej przepisów w życie. Od miesiąca nie jem praktycznie mięsa oraz produktów odzwierzęcych, sporadycznie spożywam jajka i ryby ( 1-2 razy w tyg.), ale i być może te produkty wykluczę w najbliższych miesiącach. Nie deklaruję się jako weganka i nie obiecuję, że w pełni się nią stanę w przyszłości. Jeszcze kilka miesięcy temu w ogóle nie mieściło mi się w głowie, że można nie jeść mięsa! Ale temat mojego odżywiana to długa historia, być może poruszę go w osobnym poście, jeżeli zajdzie taka potrzeba. Na pewno wspominałam już wcześniej, że zaczęłam odżywiać się intuicyjnie. Jem to co chcę i kiedy mam ochotę, dlatego nie planuję z wyprzedzeniem co zjem jutro na obiad. 

Chociaż z przerwami, to przed cały rok byłam aktywna fizycznie. Początkowo, wiadomo, chciałam schudnąć. Później po prostu zaraziłam się sportem: endorfinami, energią jaką dawał mi wysiłek. A to jak zaczęło zmieniać się moje ciało dodawało motywacji. Przerobiłam różne aktywności i programy, wciąż nie mam jednej ulubionej dyscypliny, chyba tak mi już zostanie, że raz wolę biegać innym razem ćwiczyć z Chodakowską a jeszcze innym wyciszać się i rozciągać podczas yogi with Adriene. Spędziłam ponad 115 h w roku na treningach (tyle przynajmniej zarejestrowała aplikacja endomondo), dla jednych to dużo, dla innych mało, ja jestem z siebie zadowolona i to najważniejsze. Zaczęłam siebie akceptować, to jak wyglądam i świetnie czuję się w swoim ciele. Sport nie jest już dla mnie receptą na szczupłe ciało, jest receptą na zdrowie! Pierwszy raz od kilku lat nie chcę chudnąć, nie obieram sobie tego za noworoczne postanowienie. A w dalszym ciągu ważę te 60 kg, które przez lata było dla mnie nieakceptowalne. Pewnie, że podobają mi się umięśnione brzuchy u kobiet, czemu nie, ale to nie ma być cel sam w sobie, to może być ale nie musi być efekt ćwiczeń jakie wykonuję. Nie mam na to parcia. Podoba mi się moje odbicie w lustrze, jakkolwiek to nieskromnie brzmi, lubię na siebie patrzeć nie tylko w ubraniu, ale też nago. Lubię to jak moje mięśnie poruszają się podczas ruchu, tu się coś napnie, tam rozluźni. Nawet, gdy na plecach podczas skrętu ciała pojawi się fałdka czy na pośladku pojawi się małe wklęśnięcie, a na biodrach widzę rozstępy. Tej akceptacji siebie nauczyłam się niedawno i przynosi ona korzyść nie tylko mi, ale moim bliskim a nawet tym mi nie znanym ludziom, których mijam w sklepie czy na ulicy. Tak jestem szczęśliwa i bardziej życzliwa dla innych!

W tych wspomnianych trudnych dla mnie chwilach mogłam liczyć na moją rodzinę oraz najbliższą grupę przyjaciół/ znajomych. Mój mąż okazał się być właściwym człowiekiem na właściwym miejscu. Wiecie, nie mieszkam już z rodzicami i nie chciałam ich dodatkowo obciążać swoimi zmartwieniami, bólem, niedołężnością. Mąż przejął większość moich obowiązków, odciążył mnie, gdy tego potrzebowałam. Wspierał, pocieszał, rozśmieszał... Podziwiam go za tą anielską cierpliwość. I brakuje mi słów by to wszystko opisać. Na swoją rodzinę czy przyjaciółkę również mogłam liczyć. Żałuję jedynie, że z przyjaciółką ze studiów trochę rozluźnił mi się kontakt, ale dalej wyrażamy chęć spotkania i mam nadzieję to nadrobić w najbliższym czasie. 
Z mężem udało nam się trzykrotnie wyjechać na urlop. Pierwszy kilkudniowy spontaniczny wyjazd do Łeby, wrześniowy tydzień w Szwecji (połączony z delegacją męża) oraz tygodniowy wypad w góry w rodzinne strony (na doczepkę do moich rodziców, przy okazji rocznicy śmierci dziadków, mogłam odwiedzić ich grób, potrzebowałam tego). Spędziliśmy ten czas powoli, relaksując się, bez konkretnego planu zwiedzania itd. Delektowaliśmy się każdą wspólną chwilą. Nie spodziewaliśmy się, że będzie tak wiele możliwości wyjazdów za tak niewielkie pieniądze. Odłożyliśmy w planach wczasy w ciepłych krajach i wcale tego nie żałujemy. W międzyczasie trafiły się krótkie wyjazdy weekendowe za miasto ze znajomymi. To był cudowny czas! 
W miedzy czasie mój mąż otrzymał awans w pracy, nie ukrywam, że to był kolejny powód dla którego ulżyło nam na sercu i łatwiej jest iść do przodu. Nasze poczucie bezpieczeństwa wzrosło, co jest ważne dla młodych ludzi posiadających kredyt hipoteczny na kolejne 25 lat. Pojawiły się nowe możliwości, perspektywy... Zarabiamy więcej, a przez kierowanie się minimalizmem w życiu potrzebujemy mniej. Doceniamy to co mamy, choć nie przywiązujemy się tak mocno do materialnej strefy życia jak kiedyś, w dalszym ciągu uproszczamy i pozbywamy się przedmiotów, rozważnie nabywamy nowe. Pieniądze są ważne, dają bezpieczeństwo, można za nie kupić jedzenie i schronienie, zapewnić wszystkie podstawowe potrzeby, a nawet osiągnąć więcej. Od nas zależy ile więcej będziemy pragnąć... I jakim kosztem. Osobiście nie odczuwam już tak wielkiego przywiązania do naszego mieszkania, nabrałam dystansu, jestem skłonna porzucić i to, by czuć się wolną. Bo nie mury stanowią dla mnie dom, ale osoby je wypełniające, przeżycia i wiem, że mogłabym odnaleźć się też w innych miejscach w Polsce i na świecie. Potrafimy cieszyć się sobą, rodziną, zdrowiem, otaczającą nas naturą... Dziś tak przyjemnie było biec w pobliskim lesie. Ostrożnie i rytmicznie stawiałam kroki na zmrożonych kałużach. Wsłuchiwałam się w swój oddech, stukot dzięcioła, ćwierkot ptaków i podziwiałam pędzącą obok mnie sarnę...

Co jeszcze? Podjęłam długo odkładaną w czasie naukę języka angielskiego, niby chciałam a jednak brakowało mi motywacji. I znowu dzięki mojemu mężowi (trochę przycisnął mnie do przysłowiowej ściany) zaczęłam się uczyć z pomocą koleżanki anglistki. Głównie lekcje opierają się na konwersacjach, bo z tym mam największy problem, jakąś wiedzę posiadam, ale nie umiałam do tej pory jej zastosować. Wstydziłam się. Wstyd powoli ustępuje, nie odczuwam przymusu jak podczas edukacji w szkole, zależy mi by z lekcji na lekcję obserwować postępy, wyszukuję samodzielnie słów/ zwrotów i uczę się ich. Mówię do siebie po angielsku, by osłuchać się ze słowami wychodzącymi z moich ust. Czasami piszę sms-y z małżonkiem po angielsku, czasami odpowiadam na jego pytania po angielsku twarzą w twarz. To duży postęp, oby tak dalej... 

Zachód słońca Rattvik, Sweden.
Czego chciałabym od 2016 roku? Tej samej równowagi, którą udało mi się osiągnąć w minionym roku. Bym nie zapomniała o tym co dla mnie ważne i zawsze postępowała w zgodzie ze sobą. I tego samego życzę Tobie!

Komentarze

  1. w takim razie - pozytywnego roku 2016 :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Moj początek 2015 roku rownież był okropny ( wlasciwie to końcówka 2014 tez) i byłam w fatalnym stanie psychicznym.wlasciwie to nigdy tak złe sie nie czułam. Nie dosc ze 1 sem studiów był dla mnie koszmarem i nie umiałam kompletnie sie odnaleźć,musiałam zamieszkać z dała od domu i miasta rodzinnego .niestety trafiłam na współlokatorkę (z ktora rownież byłam w grupie) ktora codziennie dawała mi do zrozumienia jakim zerem jestem. Po pewnym czasie zaczyna sie juz w to wierzyć ...rozstałam sie z chłopakiem i po raz 1 zobaczyłam jak "swiat dorosłych" potrafi byc brutalny. to juz nie było liceum. Jakimś cudem udało sie zdac 1 sem,zmieniłam mieszkanie ,grupę i odizolowalam sie zupełnie. wiem ,ze to moze brzmi banalnie w porównaniu do Twojego wypadku ,ale ja nigdy nie przeżywałam czegos równie strasznego. Pozniej było juz coraz lepiej.znow w ciemno zamieszkałam z obcymi ludźmi którzy okazują sie byc teraz niczym moja druga rodzina :) zaczelam chodzic na siłownie ,zdrowiej sie odżywiać . Teraz jestem na tym samym etapie co Ty Bogusiu,mleko i nabiał odstawiłam na samym poczatku i czuje sie o wiele lepiej. Mięso jem raz w tygodniu,bede próbowała całkowicie je odstawić. Najgorzej bedzie z jajkami..ale małymi krokami i do przodu;) niestety nie byłam nigdzie na wakacjach ,ale juz teraz m.in dzieki Tobie udało mi sie odłożyć odpowiednia sumę na skromny wyjazd;) do czerwca oby było tego wiecej! Przyznaje ze zdarzają mi sie wpadki zakupowe ,ale w porównaniu do tego co było kiedys to widzę ogromna zmianę. Jesli chodzi o przyjaciół to na poczatku troche sie zrazilam bo po liceum drogi sie rozchodzą ...teraz jednak widzę ze ci ,którzy chcieli nie widza pdzeszkod tylko dlatego ze mieszkamy teraz w rożnych miastach ,takie znajomosci bede starała sie utrzymywać;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. i mam nadzieje ze za rok bede tak samo pozytywnie nastawiona jak Ty:) przepraszam ze tak długo wyszło ,strasznie sie rozpisałam..:)

      Usuń
    2. Dziękuję Ci, że chcesz się ze mną (i w sumie nie tylko) podzielić się tymi przeżyciami. Wiem, jak trudna może być zmiana otoczenia, szczególnie w tym wieku, niby dorośli - a jednak wiele osób dalej zachowuje się jak gówniarze. Oby teraz było już tylko lepiej!

      Mi jajek jakoś szczególnie nie brakuje, ale ciężko wyeliminować z niektórych gotowych produktów i raz w sumie zostałam przyciśnięta do muru, bo na śniadanie w knajpie nie było nic innego niż jajka czy wędliny/kiełbaski. Wiem, mogłabym szukać innego miejsca, ale już nie miałam siły, więc zjadłam jajecznicę. Może jutro przygotuję pierwszą w życiu tofucznice, chętnie podzielę się przepisem jeżeli okaże się smaczna;)
      A wakacje? Przez poprzednie lata, odkąd kupiliśmy mieszkanie nie wyjeżdżaliśmy praktycznie nigdzie, bo to kosztowne itd. Teraz dzięki oszczędnością się udało i też wybraliśmy nie za bardzo rozrzutne opcje, a odpoczęliśmy jak nigdy dotąd. Tego nam było potrzeba.
      Więc tak jak już pisałam, życzę Ci osiągnięcia tej życiowej równowagi :*

      Usuń
  3. Odpowiedzi
    1. To już w ogóle oszaleję ze szczęścia! Dzięki!

      Usuń
  4. Odkryłam Twój blog przypadkiem, pod wpływem filmiku nissiax83 o wielorazowych płatkach i od tego momentu czytałam i czytałam... :) Bardzo podobają mi się Twoje wpisy bo bije z nich optymizm, mimo, tych ciężkich wydarzeń o których piszesz dziś i czytając Cię czuję autentyczność, której czasami brakuje mi w idealnym świecie, kreowanym przez innych. Zmotywowałaś mnie do tego, aby zacząć kontrolować swój budżet i od dzisiaj zaczęłam spisywać wydatki. Oprócz tego, od jakiegoś czasu coraz bardziej zagłębiam się w dbanie o jakość i minimalizm w odniesieniu do posiadanych rzeczy, tym chętniej czytałam o budowaniu idealnej garderoby! I wykorzystałam już jeden z Twoich przepisów na zdrowe śniadanie, więc chętnie przeczytam wpis o Twoim podejściu do żywienia.
    Pozdrawiam serdecznie, życząc Ci równowagi i sprzyjających wiatrów! ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Natalio za wiadomość:) Bardzo się cieszę, że to co piszę przemawia do siebie i że czujesz moją autentyczność, taka jestem. Niczego nie chcę udawać i widzę, że odkąd bardziej odważnie wyrażam swoją opinię na różne tematy, nie tylko te kosmetyczne, to potęguje większą popularnością bloga;) Nie piszę na siłę, nie planuję już regularnych postów (codziennie, czy co dwa dni) tylko wtedy, kiedy rzeczywiście mam coś wartościowego do napisania.
      Niedługo kolejne posty o garderobie, właściwie takie podsumowanie zeszłorocznych zakupów:) Przepisy warte wypróbowania również.

      Usuń
  5. Niestety w moim otoczeniu dla większości osób rok 2015 był po prostu fatalny. Choroby, wypadki, pogrzeby, koszty finansowe, rozstania. Dlatego z utęsknieniem czekałam na 2016, ale troszkę boję się, że zbyt intensywnie wmawiam sobie, że "będzie dobrze" i się rozczaruję. Zwłaszcza, że energii i motywacji jakby brakuje, ale moim celem na styczeń też jest kilka badań, nie tylko przez brak sił i zmęczenie. Ciężko mi jednak zacząć, bo wydaje mi się, że pójdę do lekarza, a on powie, że marudzę, serio ;) Skończyłam studia w tym roku, ale nadal nie wiem, co dalej. W zasadzie trzyma mnie myśl (i mam nadzieję, że mojego narzeczonego też), że mamy siebie i starania, które wcześniej poczyniliśmy, już na studiach (m.in. właśnie oszczędzając) sprawiają, że choć troszkę możemy być spokojniejsi. Wiele teraz zależy od naszej motywacji i planu, tak myślę. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Starałam się nie skupiać na tym co dotknęło innych, owszem też były pogrzeby, poronienia i inne przykrości, ale wolałam tego nie rozdrapywać, trochę egoistycznie skupić się na sobie. Czasami trzeba...

      Jak lekarz powie, że marudzisz - idź do innego. Ja byłam u co najmniej pięciu lekarzy, jedni dawali silne leki na narkotykach, inni odsyłali z kwitkiem, aż w końcu trafiłam na mądrą lekarkę, która przebadała mnie pod każdym możliwym kątem, każdą rodzinną chorobą. I w końcu udało się zdiagnozować co mi jest.

      To, że macie siebie nawzajem na pewno pomaga, wspierajcie się i doceniajcie to co już macie. Bądź pozytywnie nastawiona, nie myśl na starcie, że coś może nie wyjść. Pewnie, że nie wszystko musi ułożyć się po Twojej myśli, nie zakładaj od razu, że wszystko wykonasz na 100%, na 80% też jest dobrze!

      A motywacja? Motywuj się sama, każdego dnia, rób coś dla siebie i z myślą o sobie:)

      Usuń
  6. Wspaniały wpis, taki ciepły i wywarzony a z drugiej strony szczery. Właśnie tego mi dziś było potrzeba.... Pozdrawiam Cię ciepło i idę poczytać inne Twoje wpisy.

    OdpowiedzUsuń
  7. Trzymam kciuki za utrzymanie równowagi w życiu w 2016 roku! Sobie również tego życzę, bo po wielu przejściach wiem, jakie to ważne. Pewnie dlatego też tak dobrze mi się Ciebie czyta, bo jesteś autentyczna i mówisz nie tylko o pięknych stronach życia, ale również o problemach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! I trzymam kciuki za równowagę w Twoim życiu;)

      Usuń
  8. mam wrażenie, że ten 2015 to w ogóle nie był za szczęśliwy rok dla wszystkich wokół, wiele się działo, niestety więcej tego złego, ale o tym już nie pamiętamy ;p
    sobie i Tobie życzę jeszcze piękniejszego roku i również podpisuję się pod angielskim i dorzucę niemiecki, bo w ostatnich latach zdecydowanie się uwsteczniam w tym temacie zamiast rozwijać :**

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z niemieckim też się uwsteczniłam, ale nie chcę w jednym czasie łapać za wiele srok za ogon, czy jak to się mówi. Dziś nawet kupiłam dodatkową książkę z płytą "Blondynka na językach" do angielskiego, by uczyć się jeszcze intensywniej:)

      Usuń
    2. ooo tej nie znam :) muszę poszukać informacji, póki co skuszę się na fiszki na pewno plus powyciągam stare notatki i książki :)

      Usuń
    3. U mnie fiszki leżakują, jakoś nie umiem się za nie zabrać, bo wydaje mi się, że tych zwrotów i tak nie będę używać.

      Usuń
  9. Bogusiu, wszystkiego dobrego w Nowym Roku, bogatsza o nowe doświadczenia i trzeźwym okiem możesz teraz do tego podejść z zupełnie innej strony

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Basiu! Dla Ciebie również wszystkiego dobrego i mam nadzieję, że będzie okazja się spotkać niebawem;)

      Usuń
  10. Ja też życzę wszystkiego dobrego! :) Strasznie Cię podziwiam za osiągnięcie tej wewnętrznej harmonii i spokoju :) Ja wciąż poszukuję, ale może 2016 będzie spokojniejszy, kończę studia, to będzie dla mnie rok zmian :) NA LEPSZE! :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla mnie zakończenie studiów to był również wspaniały czas i tyle się wtedy wydarzyło! Trzymam za Ciebie kciuki!

      Usuń
  11. Wiesz, pamiętam swoje trudności z angielskim, jak miałam coś z siebie wydusić, to dosłownie ze strachu zamierało we mnie wszystko. Pomogły konwwersacje i nabieranie coraz większej pewności siebie z lekcji na lekcję.
    Też czuję, że ten rok mimo wielu trudnych chwil dał mi bardzo dużo i pomógł ułożyć sobie w głowie, wiele rzeczy, które do tej pory nie były poukładane lub zwyczajnie się zabałaganiły. Super, że Tobie tak dobrze wszystko sie rozwiązało zdrowotnie i że masz oparcie w bliskich. Życzę Ci by kolejny rok, był co najmniej tak dobry jak ten minimony :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, z lekcji na lekcję nabieram większej pewności siebie i wzbogaca się moje słownictwo, bo niestety wiele zapomniałam nawet prostych zwrotów bo ich zwyczajnie nie używałam.
      Cieszę się, że Tobie również udało się poukładać wszystkie sprawy i oby tak dalej:) Dziękuję za życzenia.

      Usuń
  12. Jak wiele w życiu zależy od chwili i zdrowia! "zmusiłaś" mnie do refleksji - podsumowania którego osobiście trochę się boje ;P życzę Ci aby w momentach gdy zawieje mocniej wiatr Twoja równowaga nie została za bardzo zachwiana i żeby zawsze był przy Tobie ktoś o kogo możesz się oprzeć :D ;))) Spełnienia marzeń , zdrowia i radości w tym Nowym Roku ! :)Zuza

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niczego się nie bój, zastanów się przez moment i nawet z tych ciężkich chwili wyciągniesz pozytywne wnioski:) Dziękuję i wzajemnie, życzę Tobie równowagi i wszystkiego o czym marzysz!

      Usuń
  13. Nie wiem gdzie ale wyczytałem że ten rok będzie o wiele lepszy i w to wierzę :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Poprzedni rok chyba był cięzkim dla każdego, sama nie wspominam go dobrze, odeszło wiele bliskich dla mnie osób... żałoba, ciężka praca, zbyt wiele obowiązków ,a le trzeba było zyć dalej... Pieknie opisałaś to co Cię spotkało, mocno trzymam kciuki,za to aby dla Ciebie równiez ten rok ( ROK MAŁPY) był szczęśliwym, aby zdrowie dopisywało i szło tylko ku dobremu :) pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak jak piszesz, trzeba żyć dalej, na pewno te osoby, których już brakuje, nie chciałyby żebyś żyła w zawieszeniu. Wykorzystaj każdy dzień tak jak tego pragniesz;) Wszystkiego dobrego!

      Usuń
  15. Co za historia... To wspaniale, że udało Ci się osiągnąć równowagę życiową. I że masz wsparcie w najbliższych Tobie osobach. Życzę wspaniałości i spełniania marzeń w tym nowym 2016 roku!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Heheh rozpisałam się tak, że nawet zapomniałam dodać w poście, że pokonałam lęk jazdy samochodem. Dziękuję i wzajemnie:)

      Usuń

Prześlij komentarz

Dziękuję za komentarz. Zachowaj kulturę osobistą, nie obrażaj mnie, ani innych blogerów. Nie wklejaj linków. Masz pytanie - pisz, odpowiem tutaj lub w osobny poście jeżeli temat będzie wymagał rozwinięcia. Zawsze możesz też napisać do mnie maila, a ja najszybciej jak będę mogła odpiszę!