Pozbyłam się 365 rzeczy.

Na początku października opublikowałam na blogu post: 1 krok do minimalizmu. Pozbądź się 365 rzeczy w 365 dni. Jak widać jest dopiero połowa marca, a już udało mi się oczyścić swoją przestrzeń o te 365 zbędnych (!) sztuk. 

Wyzwanie okazało się łatwiejsze niż mi się wydawało na początku. Skoro rok ma 365 dni, to wystarczy wyrzucić jedną rzecz dziennie. Ale ja w swoim sprzątaniu miałam zrywy. Jednego dnia jak dorwałam się do szafki to potrafiłam wyrzucić jednorazowo 15-20 rzeczy. 
Najwięcej oddałam/ wyrzuciłam ubrań, akcesoriów. Tak przynajmniej mi się wydaje nie notowałam dokładnie ile sztuk czego wyrzuciłam. 

Początkowo odkładałam rzeczy "na sprzedaż" później z braku czasu na robienie zdjęć, opisywanie każdej rzeczy i wystawianie na aukcje, postanowiłam wszystko spakować do wora i wynieść do pojemnika na odzież. Były to oczywiście rzeczy nie zniszczone, te z plamkami, małymi dziurkami czy rozciągnięte lądowały w koszu na śmieci.

Ponieważ wszystkie ubrania prasuję to wczoraj zrobiłam kolejną jedną weryfikację ile tych ubrań mam. Kilka godzin spędzonych na prasowaniu od razu uświadamiają, że człowiek posiada za dużo!

Przykładowo: 
  • Z 7 koszul zostało tylko 5. Te w których wyglądam najkorzystniej i  najchętniej je ubieram. Nie muszę chodzić w koszulach do pracy, nie jest to też moja ulubiona część garderoby, więc najbliższe miesiące zweryfikują czy taka ilość zostanie ze mną dłużej, czy nie pozbędę się kolejnych. 
  • Torebki. Zostały ze mną 3 sztuki: duża Dziki Józef - którą dostałam na święta BN, oraz dwie kopertówki (brązowa i czarna). Taka ilość w zupełności mi wystarczy. Wszystkie ze zniszczonym zamkiem i czekające na naprawę poszły do kosza. Serio, jak "wejdę" w jedną torebkę to już się nie bawię w zmiany. 
  • Czapki, szaliki, chusty. Został jeden gruby szalik na zimę i czapka - dopasowane do obecnego płaszcza. Dwie chusty do kurtki skórzanej lub żakietu: arafatka przywieziona z Egiptu i obszerna granatowa z żółtymi elementami. 

W garderobie zostały jedynie elementy pasujące do siebie oraz do mojej sylwetki. Część elementów czeka jeszcze na wymianę na "lepszy model", ale wszystko w swoim czasie, bez pośpiechu. 

Artykuły biurowe. Notesy, notesiki, długopisy, zakreślacze i inne bajery - uwielbiam! Ale od czasu do czasu robię przegląd i to co już się wypisało ląduje w koszu. Z większego zeszytu, który był nieporęczny podczas używania poza domem zrobiłam sobie kalendarz na rok 2015. Wystarczyło przeciąć na mniejszy i zbindować razem odpowiednią ilość kartek;) A, że sama decyduję ile  miejsca przeznaczę na dany dzień/tydzień czy osobiste notatki jest to dla mnie idealne rozwiązanie. 

Hobby. Kiedyś robiłam kartki okolicznościowe czy inne takie pierdoły. Od kilku lat te wszystkie gadżety leżały w kartonie, straciłam zapał i chęci do tworzenia. Podjęłam decyzję, że to co się jeszcze nadaje (bo nie straciło terminu ważności jak farby do szkła:/) trafią do nowej właścicielki. Tak samo płyty z ćwiczeniami, które były dodawane do gazety Shape. Gazet też się pozbyłam, bo i tak do nich nie wracałam.. 

Zastawa stołowa. Z filiżanek i talerzyków deserowych w ogóle nie korzystamy, więc też odeszły i przestały zajmować miejsce w szafie. Obtłuczona, odbarwiona i podniszczona przez zmywarkę do naczyń zastawa też ląduje w koszu. I tak mamy jeszcze extra komplet porcelany w piwnicy, wyjmowany od święta. 
Elementy dekoracyjne. Te wszystkie wolnostojące kurzołapy. Wystarczą mi zdjęcia czy plakaty. Jedna świeczka zapachowa np. Yanke Candle, WoodWick - takie, które są intensywne i wydajne. Wazon na cięte kwiaty. Czy poszewki poduszek na rogówce w salonie, zmieniane w zależności od pory roku;) Dekoracją samą w sobie mają być wszystkie użytkowe przedmioty takie jak pościel, ręczniki czy nawet ściereczki kuchenne (nad tym właśnie pracuję). 

"Przydasie". Czyli puste opakowania na kosmetyki w podróży o czym pisałam tutaj. Czy inne gadżety typu prostownica do włosów, masażer do skóry głowy, kufer na kosmetyki z których i tak nie korzystałam. Pewnie było tego więcej, ale już nawet nie pamiętam:P 

Co mi to dało?

Nie tęsknię za przedmiotami. Czuję ulgę, że nie walają mi się po kątach i nie zaśmiecają przestrzeni. Czuję się szczęśliwa, że wiem z jakich elementów składa się moja garderoba i mam się w co ubrać. Nie czuję pokusy kupowania co rusz nowych i nowych elementów. Utrzymanie porządków przy mniejszej ilości rzeczy jest prostsza! Dlatego też porządki robię chętniej. Znienawidzone czynności (prasowanie, odkurzanie) skrócą się do minimum. Mam więcej czasu na to co  rzeczywiście lubię: głaskanie kota, gotowanie, bieganie, gry, kino, kawę w towarzystwie najbliższych. Mam czas na życie...

Co dalej?

Wiem, że mam jeszcze kilka zaniedbanych miejsc w moim mieszkaniu, które trzeba odgruzować. Nie lubię pośpiechu, postępuję według swojego naturalnego rytmu dnia, tygodnia. Ten proces będzie trwać, aż do momentu w którym stwierdzę, że satysfakcjonuje mnie w 100% ilość i jakość rzeczy którymi się otaczam.

Chcę otaczać się rzeczami praktycznymi, pięknymi i dobrej jakości. 

Tak jak już pisałam wcześniej nie mam określonej liczby do której chcę dążyć, lubię też mieć wybór np. w kolorze pomadki do ust, czy produktu do kąpieli. Ale jeżeli chodzi o ubrania jestem coraz bliżej ustalenia konkretnej liczby "niezbędnych". Po co mi to, opowiem przy poście zakupowym. 

Wszystkie zdjęcia użyte w tym poście pochodzą z mojego konta instagram, tam dzielę się cząstką prywatnego życia.

A co u Ciebie?

Komentarze

  1. Ja od pewnego czasu też wprowadzam regułę minimalizmu w życiu, począwszy od zakładania mniejszej ilości na siebie (mówię tu o przeróżnych wielkich kolczykach, naszyjnikach,bransoletkach etc) aż ostatnimi czasy do zmniejszenia ilości ubrań w szafie. I stopniowo oddaję to czego nie noszę siostrze (bo jeszcze mogę). Myślę, że z momentem zmiany pokoju moja ilość przedmiotów które znajdują się w obecnym pokoju na pewno zgubią się po drodze! Bo ich po prostu nie chcę... I szczerze mówiąc, minimalizm wygrywa ze wszystkim i we wszystkim. Jakoś tak lepiej się żyje jak się widzi tylko te potrzebne rzeczy :)
    Oczywiście jestem za tym, by było tutaj więcej takich postów. Chętnie je czytam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Biżuterię już dawno zamieniłam na skromną: złote kolczyki + obrączka i pierścionek zaręczynowy. Kolczyk wczoraj zgubiłam :/ Mam też cienką bransoletkę złotą ale zerwałam i muszę zawieść do złotnika. Łańcuszek też mam, ale noszę go od większego święta.

      Usuń
  2. u mnie to są zazwyczaj takie zrywy jak u Ciebie :) dopadam jakąś szafkę i porządkuję od A do Z, zbędne staram się wyrzucać, zwłaszcza, że w niektórych dziedzinach (jak pudełka na odlewki itp.) mam zdolność szybkiego gromadzenia hyhy a w kawalerce od razu wszystko widać jak na dłoni

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak u Ciebie kawalerka wymusza porządki, ja to trochę już zagraciłam soje 65 m2:p

      Usuń
    2. jest jakiś plus kawalerki :) ha teraz to widzę :)))

      Usuń
    3. Póki nie ma się dzieci to kawalerka jest w sam raz;)

      Usuń
  3. Ja ostatnio doszłam do wniosku, że jestem w takim wieku, że chciałabym się ubierać bardziej "kobieco", a nie na sportowo, jak dotychczas, to znaczy wciąż od czasu do czasu mogłabym wskoczyć w jakiś sportowy ciuch, ale na co dzień chciałabym zmienić garderobę na taką bardziej szykowną, troszkę "poważniejszą", ale też wciąż wygodną. Obadałam więc sobie, co musiałabym kupić, to znaczy jakie rzeczy, żeby móc z tego zrobić kilka/kilkanaście zestawów na zasadzie łączenia poszczególnych ciuchów i nawet nie wyszło jakoś koszmarnie drogo :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U mnie to dalej taka sportowa elegancja.

      Z wiekiem wprowadziłam marynarki do garderoby, ale nie takie mocno sztywne bo nie lubię:) Z tą co zakupiłam w styczniu to mam 4 sztuki (białą lnianą, pudrową różową, czarną ze skórzanymi rękawami i asymetrycznym przodem oraz granatową). Chętnie noszę sukienki-dresówki (2 sztuki) + spódniczki (też sztuk dwie: a'la skórzaną czarną i rozkloszowaną białą). Mogę je nosić i do trampek i do szpilek. Bluzy z kapturem - sztuk jedna - na ogniska, wypad do lasu czy deszczowy dzień:)

      Kupowanie poszczególnych elementów zajęło mi około roku, ale część mam już dłużej.

      Usuń
  4. I mi udało się zrobić porządek w kilku miejscach :) Po pierwsze pozbyłam się wszystkich zapasów 'biurowych'. Zeszyty ze studiów, a właściwie czyste kartki z nich zostały powydzierane i trafiły do teczki dla mojego chrześniaka, który zużywa papier masowo na swoje dzieła malarskie :) Z gazetami pomogła mi się rozprawić koleżanka, która ma małą czytelnie z kawiarnią. Podobny los spotka książki, ale do tego muszę jeszcze dojrzeć. Przede mną szafa, ale ja ogólnie mam mało ubrań, więc to będzie tylko kosmetyczna sprawa :) Trzymam kciuki za zrealizowanie Twoich kolejnych postanowień, pięknie Ci poszło!
    pozdrawiam, A

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chrześniak na pewno się ucieszył!

      Książki w większości sprzedaję po przeczytaniu. A teraz jak mam czytnik Kindle to problem z głowy, bo zajmuje mało miejsca;)

      Usuń
  5. Też pozbywamy się z mężem hurtowo rzeczy. Może nie ma ich aż 300 (jeszcze), ale to nie koniec. :) Dzieje się tak tylko częściowo ze względów filozoficznych: czeka nas przeprowadzka i kilka kartonów pierdół mniej zdecydowanie ułatwi nam pracę :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetna filozofia! Popieram w 100% żeby otaczać się ludźmi a nie przedmiotami i wtedy człowiek będzie szczęśliwy. Ja na szczęście mam tak malutki pokoik studencki w Krakowie, że bardzo mało rzeczy się tu zmieści i dzięki temu nawet nie mam możliwości posiadania tu wielu rzeczy :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ;) Przebywanie z ludźmi daje mi więcej satysfakcji, dlatego wolę pieniądze wydać na kino czy wspólną kawkę zamiast kolejne przedmioty. Owszem darmowe spacery też praktykujemy, ale jednak nie chcę popadać też w skrajny minimalizm, gdzie będę żałować sobie na herbatę w kawiarni.

      Tak to są plusy małych przestrzeni - nie można mieć za wiele i mądrzej się kupuje;)

      Usuń
  7. Duże porządki w szafie robię 2 razy w roku- wtedy też oceniam stan posiadanych rzeczy, oddaję/sprzedaję albo wyrzucam. Nie lubię zbędnego gromadzenia rzeczy, ale zdecydowanie najgorzej idzie mi właśnie z ciuchami... Lubię mieć wybór, po prostu. Na szczęście mój styl jest bardzo klasyczny i wiem, że mimo upływu czasu, nadal będę te rzeczy nosić, więc po prostu szkoda się ich pozbywać dla samej zasady. Co innego z kosmetykami. Kiedyś gromadziłam je wręcz nałogowo, ale kilkanaście miesięcy temu coś mi się odmieniło i aktualnie minimalizuję swoje zasoby i staram się ograniczyć do tych niezastąpionych i ulubionych. I tak np. posiadam 1 żel pod prysznic, 1 odżywkę do włosów, 1 maskę, szampony wyjątkowo 2, bo kupiłam drugi z okazji promocji, gdyż ten pierwszy i tak lada moment się skończy. Z kolorówką jest podobnie- 1 podkład, 1 BB krem, 2 tusze do rzęs (inny do górnych, inny do dolnych rzęs), 1 korektor pod oczy. Wiadomo, są kosmetyki, których ma się więcej i jest to naturalne (lakiery do paznokci, kosmetyki do ust, róże), ale zużywam to co już posiadam i od dawna nie kupiłam nic nowego. Tylko z balsamami do ciała mam problem- je strasznie długo się zużywa i ciągle mam zapasy z czasów mojego kosmetykoholizmu :P Jeśli chodzi o dom lubię porządek, ale nie bardzo lubię sprzątać, więc siłą rzeczy lubię minimalizm w wystroju wnętrz i w dekoracjach. Nie cierpię tzw.zbieraczy kurzu- wszelkie figurki i pierdółki to kompletnie nie moje bajka i wg mnie bardzo zagracają przestrzeń. Z kolei nie wyobrażam sobie domu bez książek. Wiem, że w dobie ebooków papierowe książki odchodzą do lamusa, ale dom z własną biblioteczką ma w sobie jakiś urok, duszę. Swojej kolekcji na pewno się nie pozbędę :)

    Lubię Twoje wpisy z tej kategorii :) Jesteś dowodem na to, że można być blogerką kosmetyczną, nie kupować wszystkiego co jest na topie, a mimo to przekazywać ciekawe treści. A jednocześnie nie przesadzasz w drugą stronę jak autorki blogów o minimaliźmie. Tak trzymaj, pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  8. Najważniejsze, żebyś korzystała z tych ubrań, które już masz. Nawet jeżeli ich dużo - ale każde jest w obiegu to nie ma w tym nic złego. Gorzej jeżeli po otwarciu pełnej szafy, ktoś stwierdza, że nie ma co na siebie włożyć.

    Z kosmetykami zasada skończy się kupić nowe jest rozsądna:) ja gdybym nie malowała też innych osób oprócz siebie pewnie miałabym 1/5 tego co mam z kolorówki i byłabym usatysfakcjonowana. Balsamy do ciała to moja zmora, znowu przestałam być regularna - wolę się wyspać:P i leży niezły stosik, który się uzbierał głównie z prezentów jakie otrzymałam..

    Hehe ja też nie lubię sprzątać, dziwi mnie, że ktoś tą czynność lubi. Książki hmm ja nie mam ich za dużo, bo w większości szkoda byłoby mi kasy. Przeważnie pożyczałam od siostry czy koleżanek. Teraz jak już to ebooki bo mam kindle i szybciej/wygodniej mi się na nim czyta. Nie trzeba się pozbywać kolekcji, niech jest ja też zostawiam te najfajniejsze do których chcę np. wrócić. Jak stwierdzę, że już mi nie potrzebne to pewnie sprzedam i tak było z 3 tomami Greya.

    Dziękuję. Minimalistką - ascetką nie zamierzam zostać;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba każda z nas ma jakiś swój słabszy punkt i coś co posiada w nadmiarze ;) Generalnie tak jak mówisz to jest ok o ile z tego faktycznie korzystamy. U mnie np. zalega sporo kopertówek, większość z nich użyłam raz, więc je na pewno spróbuję odsprzedać. Pozdrawiam!

      Usuń
    2. I słusznie, komuś innemu pewnie jeszcze posłużą:)

      Usuń
  9. Wow! :-)

    Nie wiem, ile mam rzeczy, ale kiedy przeczytałam tytuł, to pomyślałam, że to dużo. Nie wiem, czy coś by mi zostało. Gdyby chodziło tylko o ubrania, to chyba nie zebrałabym tylu (a coś musiałabym nosić ;-)).

    Zwykle nie mam wielu ubrań, itp., nie przepadam za ich kupowaniem. Idę raczej w inne zakupy - i musiałabym pozbywać się innych rzeczy. Ale tych, co lubię i otaczam się nimi (np. książek) nie pozbyłabym się. :-)

    Choć teraz chyba mam więcej ubrań niż kiedykolwiek, co uświadomiłam sobie przedwczoraj, sprzątając szafę i przeglądając wszystko.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U mnie zalegały nawet niektóre ubrania z pamiętające liceum, lecz nie koniecznie pasujące już do mnie. Tą czarną sukienkę ze zdj, też mam z tych czasów ale dalej lubię;)

      Uzbierało się też notesików, długopisów i innych pierdół. Mi też wydawało się, że 365 rzeczy to dużo, ale jednak nie i myślę, że mogę jeszcze drugiej takiej ilości się pozbyć i nie będzie mi żal.

      Usuń
  10. motywująco! ja staram się przy każdym sprzątaniu coś wyrzucać, ale wiem, że muszę wreszcie zabrać się do szafy, z której wszystko już wypada :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ;) u mnie już spokojnie się domyka, nawet po włożeniu wszystkich wypranych i wyprasowanych ubrań;) Trzymam za Ciebie kciuki!

      Usuń
  11. Wow, podziwiam - aż do tego stopnia chyba nie mogłabym ograniczyć ilości posiadanych rzeczy. Na dniach również planuję wielkie porządki - będzie dużo wyrzucania ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie wczoraj u Ciebie czytałam, że masz 30 par wiosennych butów;P ja tyle łącznie z mężem bym nie uzbierała hehe. Trzymam kciuki za Twoje porządki:)

      Usuń
    2. No właśnie to są te rzeczy , których ograniczyć nie mogę :P Za to bez żalu wyrzucam wszystkie duperele, ozdóbki, pudełeczka. Nie zbieram też książek - po przeczytaniu oddaję dalej ;) Porządki w ciuchach/ butach robię dość często, bez żalu oddaję to w czym już nie zamierzam chodzić.

      Usuń
    3. Pewnie, każdy ma na innym punkcie bzika:) Książki u mnie też nie leżakują, a teraz Kindle już w ogóle mi to ułatwia.

      Usuń
  12. Nawet nie wiesz jak Ci zazdroszczę, ja od początku roku próbuję się zmobilizować, żeby zrobić segregację w swojej szafie i jakoś mi nie wychodzi. Myśl "a może się kiedyś przyda" doprowadza mnie do szału...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeżeli za duże, za małe - to się nie przyda, serio. Przerabiałam to już setki razy. Nawet schudłam do tych mniejszych rzeczy po czym stwierdziłam, że kiepsko leżą i i tak oddałam.

      Usuń
  13. Mam pytanie z innej beczki:) uzywasz filtrow jesli tak to jakich? Pytam bo sama szukam czegos sensownego

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Do twarzy używam kremów BB (dotychczas: Clinique spf 30,MAC spf 35) na tyle ile ja przebywam na zewnątrz to mi wystarczały. Filtry spf 50 (na twarz, dekolt) używałam z SVR, Floslek - podczas biegania czy wizyty na działce u rodziców, sporadycznie na plaży bo rzadko tam bywam. Na ciało spf 30 Nivea dla dzieci.

      Usuń
  14. Ja staram się przede wszystkim bardziej racjonalnie podchodzić do zakupów. 365 rzeczy to jak dla mnie zbyt dużo, chyba bym pół mieszkania musiała wyrzucić :D ale przegląd szafy na pewno by się przydał.. ; )

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też tak mi się wydawało, że 365 rzeczy to ogromnie dużo, ale jednak tu nie działający długopis, tam zniszczone ubranie itd. Podchodzę racjonalnie do zakupów, ale przez 5 lat na dużym mieszkaniu zdążyło się nagromadzić różnych różności, nie koniecznie tych które sama kupiłam.

      Usuń
  15. Napisałam taki długi komentarz i oczywiście się nie dodał ;)
    Podsumowując. Jestem pełna podziwu :) Moje pierwsze kroki w kierunku ograniczenia posiadanych rzeczy wymusiła przeprowadzka do mniejszego mieszkania. Było ciężko ale to był dobry początek :)

    OdpowiedzUsuń
  16. Napisałam taki długi komentarz i oczywiście się nie dodał ;)
    Podsumowując. Jestem pełna podziwu :) Moje pierwsze kroki w kierunku ograniczenia posiadanych rzeczy wymusiła przeprowadzka do mniejszego mieszkania. Było ciężko ale to był dobry początek :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Dziękuję za komentarz. Zachowaj kulturę osobistą, nie obrażaj mnie, ani innych blogerów. Nie wklejaj linków. Masz pytanie - pisz, odpowiem tutaj lub w osobny poście jeżeli temat będzie wymagał rozwinięcia. Zawsze możesz też napisać do mnie maila, a ja najszybciej jak będę mogła odpiszę!