Nic mi dzisiaj nie potrzeba...*
Od kilku dni czytam książkę "Mniej. Intymny portret zakupowy Polaków", która różni się od przeczytanych do tej pory przeze mnie książek o minimalizmie. Nie zdradzę Ci na razie jakie mam zdanie co do tej książki. Ale podzielę się jednym odczuciem, które przez cały ten czas czytania mi towarzyszy, mianowicie: tak wiele posiadamy! Ja i małżonek. Pomimo pozbycia się już 365 rzeczy, o których pisałam w poprzednim poście. Celowo skupiam się na rzeczach materialnych, ponieważ inne nie sposób wycenić (uczucia, bliskość drugiej osoby, zdrowie, dzieci itd).
- Dach nad głową, a w nim centralne ogrzewanie, wodę. Mieszkanie na kredyt (jak co 20 polak wliczając w statystyki dzieci, według analizy raportu z 2013 roku). Po opłacaniu kredytu i czynszu nie muszę się martwić. Mieszkanie daje poczucie bezpieczeństwa, nawet to na kredyt... bo inwestuje w "swoje" itd. Przynajmniej w to chcę dzisiaj wierzyć, bo cofnąć czasu nie cofnę. A to co przez minione 4,5 roku zostało spłacone tonie w morzu odsetek, więc przy ewentualnej sprzedaży na dzień dzisiejszy wychodzę na 0?
- Samochód, a właściwie mój małżonek na w spółę z teściem (co by dostać zniżki na ubezpieczenie). Nie jakiś tam nowy model a rocznik '98. Spełnia swoją funkcję, wozi tyłek w czasie deszczu. Jak nie muszę, nie korzystam, korona z głowy mi nie spada, gdy jeżdżę autobusem. Ewentualnie we znaki daje się choroba lokomocyjna...
- Sprzęty rtv i agd. Te potrzebne: kuchenka, pralka, jak i te bez których można się obyć: zmywarka, telewizor.
- Nie chodzimy nago, przynajmniej nie publicznie;P Mamy kilka par butów, spodni, bluzek, płaszcz, kurtkę itd... Nie stajemy przed dylematem, czy po opłaceniu rachunków wystarczy na nowe buty, bo w starych wyrwała się dziura... Zastanawiamy się raczej czy kupić naturalną czy eko-skórę?
- Przewyższamy zarobkami "statystycznego polaka", może dlatego, że mieszkamy w takim a nie innym województwie/ mieście? Dzięki swoim rodzicom jesteśmy tu a nie gdzieś indziej.
- Wyższe wykształcenie. Co może nie gwarantuje w dzisiejszych czasach pracy, ale chociaż nie stawia nas na gorszej pozycji. Za mało osób docenia możliwość edukacji.
- Stać nas na więcej niż "podstawowe potrzeby". Kosmetyki, kino czy jedzenie w restauracji od czasu do czasu.
- Oszczędności. Nie duże, ale cały czas nad tym pracuję.
Przy dobrych wiatrach pojedziemy nawet w tym roku na wymarzony urlop. Brzmi nieźle?
Nie chcę się chwalić, nie o to mi chodzi. Piszę ten post, po to by więcej nie narzekać: "Że tak mi źle i inni mają lepiej". Owszem mają, z różnych przyczyn: jedni dostali coś w spadku, inni okupili to godzinami ciężkiej pracy. Nie chcę im więcej zazdrościć... Chcę nauczyć się doceniać to co mam. Nawet kiedy życie kopie mnie w tyłek. Chciałabym dobrowolnie żyć skromniej, nie potrzebować tak wiele... Być szczęśliwą tu i teraz. Bo wiem, że są też tacy co mają gorzej i codziennie stawiają czoła przeciwnością losu. Wiążą koniec z końcem, łatają, cerują...
*to słowa piosenki Golden Life "oprócz". Chciałabym móc śpiewać i czuć tak jak wokalista.
A Ty zdajesz sobie sprawę
z tego co posiadasz?
z tego co posiadasz?
Bardzo mądry post. Zawsze mówię, że wszystko zależy od tego jak się na daną sprawę spojrzy, a lepiej spojrzeć i zobaczyć same pozytywy. Mieszkanie na kredyt, ale daje poczucie bezpieczeństwa, studia pełne ciężkich kolokwiów i projektów ale też spełnienie marzeń, itd! :)
OdpowiedzUsuńStaram się patrzeć na te pozytywy, chociaż to nie zawsze takie proste:P
UsuńBardzo mądry post, powtórzę za Świnką.
OdpowiedzUsuńCzytając "Mniej" Marty Sapały doszłam do takiego samego wniosku. Posiadamy za dużo i ciągle gonimy za nowym zamiast skupić się na tym, czego tak naprawdę potrzebujemy.
Staram się już nie gonić nowego, ale doceniać to co mam i kupować mądrze - mniej - lepszej jakości;)
UsuńCzytałam 'Mniej' jakiś czas temu. Skłania do refleksji i daje do myślenia.
OdpowiedzUsuńPoza tym mi czytało się tę książkę z zapartym tchem. U nas jest podobnie, jak u was, ale myślę, że zmierzamy w dorbym kierunku - świadome wybory, świadome zakupy i ogólnie rozumiana konsumpcja.
Ja czytam w autobusie lub przed snem:)
UsuńA co do zakupów - to tak trzymać!
Mi się wydaje, że to ogólne narzekanie niestety nie bierze się z nikąd. Żyjemy w ciężkich czasach, wiele osób około 30tki zmuszona jest mieszkać z rodzicami, bo nie mają zdolności kredytowych. W kraju, gdzie na średniej klasy kilkuletnie auto oszczędza się przez wiele miesięcy, a nawet lat. W kraju, gdzie rodzinne wyjście do kina to wydatek na który kilkuosobowa rodzina pozwala sobie kilka razy w roku (albo i rzadziej). W kraju gdzie tańsze jedzenie wygrywa z tym zdrowym (bo jest droższe). Przykłady można mnożyć. Stykam się z różnymi środowiskami, z ludźmi o różnym wykształceniu, ale zauważyłam, że większość z nich mniej więcej w moim przedziale wiekowym nie zarabia więcej niż 2tys. Jeśli ma się partnera/męża to owszem można jakoś przeżyć na swoim (podkreślam: przeżyć), ale będąc singlem/singielką nie ma to szans. Nie twierdzę, że narzekanie jest spoko, bo nie jest, ale rozumiem to rozgoryczenie wśród młodych ludzi. Jestem bardzo ciekawa Twojej opinii na temat tej książki :) Sama zamierzam po nią sięgnąć, ale wstrzymam się jeszcze i poczekam na recenzję :) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńNiestety, nie bierze się znikąd. Sklepy uginają się od towaru, a kasy w portfelu brak. Do tego umowy "śmieciowe" itd. Ale odnoszę wrażenie, że czasami na siłę szukamy sobie problemów, powodów do narzekania. Kiedyś ludzie mieli mniej, żyli w domach wielopokoleniowych a umieli się cieszyć. Nie mówię, by cofać się do przeszłości, ale chociaż na chwilę przystanąć i docenić to co już się ma.
UsuńI tak jak mówisz rodzinie z dziećmi pewnie ciężko iść do kina bo to kosztuje. Dlatego ja może samolubnie, ale na dzień dzisiejszy nie decyduję się na dziecko. Nie chcę biedować z miesiąca na miesiąc. Nie chcę zastanawiać się nad tym, czy zapłacić rachunek za wodę czy kupić pieluchy i mleko dla dziecka...
p.s. Książkę na pewno warto przeczytać - to mogę już zdradzić:)
UsuńMyślę, że to po części wina mediów. Lansując choćby nawet takie programy jak te na mtv czy celebrytów pokroju Kim Kardasian pokazują młodym ludziom, że najważniejsze to mieć niż być, że twoja wartość to to ile posiadasz. Nic więc dziwnego, że młody człowiek chłonie tępapkę jak gąbka i chce więcej i więcej. Nie byłoby jeszcze w tym nic złego, gdybyśmy pamiętali także o innych wartościach, ale niestety młodzi ludzie często mają problem z oceną tego co tak naprawdę jest w życiu ważne. Nawet za moich szkolnych czasów zdarzało się, że ubrania i to jak wyglądasz warunkowały twoją pozycję w klasie. Myślę, że teraz jest jeszcze gorzej... Kiedyś dzieciom wystarczyło podwórko i trzepak. Teraz jest playstation. Nie mówię, że to źle, bo technologia to coś fantastycznego, ale nie to powinno determinować nasze poczucie wartości.
UsuńCo do dzieci... Myślę, że to nie samolubność tylko zdrowy rozsądek :) Irytuje mnie kiedy rząd biadoli, że mamy starzejące się społeczeństwo, kiedy najbliższe otoczenie wywiera presję i próbuje wmówić, że to już czas. Sądzę, że jeszcze długo nie zdecyduję się na dziecko, bo podobnie jak Ty nie chcę mieć dylematów typu: zapłacić rachunki czy kupić pieluchy. A najbardziej to wkurza mnie powiedzonko: "bóg dał, bóg wykarmi" :D
U mnie na szczęście wygląd/ubrania/ telefon komórkowy jeszcze, aż tak bardzo się nie liczył. Prędzej wyśmiewało się te wystrojone pindzie. Ale z roku na rok z tym było i jest coraz gorzej. Telefon komórkowy miałam dopiero w 2 liceum, chociaż już w gimnazjach i podstawówkach co niektórzy mieli. Mi nie był potrzebny do szczęścia, a miałam sporo znajomych, przyjaciół z którymi regularnie utrzymywałam kontakt - więcej na żywo niż w sieci.
UsuńTak można nazwać to zdrowym rozsądkiem. Rząd mnie nie przekona i tak nie wierzę w to, że dostanę emeryturę o ile sama sobie na nią nie odłożę. Na szczęście u mnie rodzice/ teściowie już trochę odpuścili z tym wywieraniem presji. Znają moje zdanie, może nie koniecznie się z nim zgadzają, ale nie mają wyjścia. Najtrudniej o dziwo przedstawić swoje poglądy rówieśnikom, te historie "bóg dał, bóg wykarmi" też słyszałam i mam na to prostą odpowiedź "gdzie jest bóg? skoro tyle dzieci na świecie głoduje, jest maltretowanych i zabijanych".
W moim gimnazjum była prawdziwa rewia mody, kult telefonów komórkowych i co tam jeszcze było w danym czasie na topie. Chyba akurat taka szkoła, bo w liceum trafiłam na zupełnie innych ludzi... Przyznam, wtedy trochę zazdrościłam, bo moi rodzice nie byli zbyt chętni do finansowania każdej mojej zachcianki. Teraz patrzę na to trochę inaczej. Zrozumiałam, że to nie były moje potrzeby, a jedynie silna chęć przynależności do 'elity', bycia taką jak inni (wtedy wg mnie ci lepsi). Nie ukrywam, coś z tych kompleksów sprzed lat mi zostało, bo nadal dużo chcę. Teraz jednak staram się przemyśleć każdy zakup, zdaję sobie sprawę z finansowych ograniczeń i przykładowo nie spędza mi snu z powiek torebka, na którą w danym czasie nie mogę sobie pozwolić.
UsuńZgadzam się z Tobą, jeśli sami nie zadbamy o naszą przyszłość nikt tego za nas nie zrobi. A już tym bardziej rząd. Najgorsze jest to, że ludziom zawsze wydaje się, że jakoś to będzie. Właśnie w przypadku dzieci widać to najbardziej. Moim zdaniem decydowanie się na dziecko w przypadku kiedy nas na nie nie stać to zwykła lekkomyślność. Ehhh temat-rzeka, możnaby pisać i pisać ;))))
Uff jak dobrze, że nie chodziłam ani do takiego gimnazjum ani do takiego liceum. Tylko raczej normalne osoby, pojedyncze sztuki miały kasy więcej ale się z tym nie obnosiły, bo raczej nie wypadało. Ale to prawda, często jeżeli czegoś nam brakowało w dzieciństwie chce się nadrobić w dorosłym życiu. Najważniejsze to w miarę szybko się otrząsnąć i zacząć racjonalnie kupować.
UsuńTak dzieci to temat rzeka, mogłabym pisać godzinami hahhaha...
Myślę, że gdyby dobrze się przyjrzeć - zdecydowana większość ludzi ma tyle, ile potrzeba do budowania szczęścia :) Niestety naszą energię pochłania narzekanie, dążenie na siłę do jakiegoś odległego celu, który zbliżając się wcale nie zmienia nas w szczęśliwców. Ale jak stara myśl mówi - doceniamy, kiedy tracimy. Taki pęd niewiadomo po co, do czego - trochę to nasza wina, trochę to wina czasów i strach przed zostaniem w tyle. W sumie tak jak przyszła moda na minimalizm, tak i ciągle gdzieś obok nas jest moda na bycie 'w tyle'. Czasami powierzchowna, czasami głęboka związana z życiową filozofią. Myślę, że takie pokazywanie ludziom, że dach nad głową, zdrowie, rodzina, jedzenie w lodówce i wolność jest wielką wartością, której inni nie mają - otwiera, a chociaż uchyla oczy.
OdpowiedzUsuńWszystkiego, co najlepsze dla Ciebie i Twojej rodziny.
pozdrawiam, A
Dobrze to napisałaś, marnujemy naszą energię nie na to co potrzeba by być szczęśliwym:) Dziękuję i dla Was również;)
UsuńBardzo wartościowy wpis. Niezdrowo rozbudzone pragnienia posiadania coraz większej ilości niepotrzebnych rzeczy to poważny problem i brawa dla tych, którzy potrafią się zatrzymać pomyśleć i zdrowo wybrać, czy świadomie odrzucić. Przeczytałam dziś Twój blog od pierwszego wpisu i nie obraź się, ale dopiero przy wpisach o minimalizmie i rzeczach pokrewnych bije jakaś energia i motywacja a nie samo polecanie, testowanie i pokazywanie produktów ;-) Brawa dla Ciebie. Anna nowa czytelniczka
OdpowiedzUsuńAniu, mam świadomość, że początki mojego blogowania były mizerne, chyba sama do końca nie wiedziałam co chcę z tym miejscem zrobić. Ale zaryzykowałam, poszłam własnym torem i chyba wyszło to na dobre:)
UsuńDo wczoraj czytałam tylko 2 blogi styledigger i kocieuszy a aktualnie do tej listy dodałam pozycję pieknoiminimalizm :-) Bardzo dobry kierunek :-) n. c. Anna
UsuńOgromnie mi miło! Aż słowami nie jestem w stanie opisać jak bardzo.
Usuń